Mężczyzna przez chwilę obserwował pilnujący wyjścia agentów.
- Poczekaj tu chwilę, a gdy na ciebie kiwnę, podejdź. - zalecił nim podszedł do sprawdzających. Rozmawiał coś cicho z innym agentem, nim skinął ręką na Winter Soldiera. Dwaj inni agenci, zdawali się oślepnąć na to co ich otacza.
Ten tylko spojrzał na stojącą przed nim postać, zaznaczając co i jak.
- Idźcie, byle szybko. - odparł siedzący przed ekranem, który powoli się denerwował. Gdy James wszedł do środka, zrozumiał: maszyna była w trybie drzemki i wystarczyła jedna, niepowołana para oczu by zrobiła się katastrofa.
Na zewnątrz zostali załadowani do prywatnego samochodu, którym opuścili lokal.
- oby nie węszyli za mocno. - mamrotał do siebie nieznany Winterowi z imienia agent. Niemniej, cała ta sprawa była prawdziwie śmierdząca. Ale może w tym całym rozgardiaszu który powstał, nie będzie czasu by analizować sposoby ucieczki legendarnego Ducha.
[z/t] dziękuję za fabułę, jesteś wolny.