|
| Autor | Wiadomość |
---|
Scarlet Witch Baba Jaga
Liczba postów : 259 Join date : 11/12/2016 Skąd : Transia/Sokovia.
| | | | Averith Strażnik Chatboxa & Inteligencja 3
Liczba postów : 96 Join date : 20/10/2017
| Temat: Re: Sklep monopolowy Nie Wrz 23, 2018 3:05 am | |
| Averith nigdy nie była w związku, jakiekolwiek relacje z mężczyznami czy kobietami ograniczały się do przelotnych romansów lub jednorazowego seksu. Jedyny prawdziwy związek, który miał jakiekolwiek szanse skończył się nim w ogóle się zaczął. Jako dziecku wybito z niej jakąkolwiek potrzebę posiadania bliskich i gdy zbliżyła się do granicy przywiązania, została brutalnie sprowadzona na ziemię przez rzeczywistość: dla nikogo nie znaczyła na tyle dużo, by dla niej został. Najpierw matka. Nie była wystarczająco ostrożna i wlazła wprost w środek jakieś idiotycznej strzelaniny, zginęła zapomniana na ulicy jak zwykły żul z Bronxu. Później ojciec, pozbył się mutantki, gdy tylko przestała być przydatna, w sierocińcu nikt dzieci nie kochał. Opiekunki miały swoich ulubieńców, ale Ave z pewnością do nich nie należała. Była mała, zbuntowana i niechętna do głupich zabaw, do których zmuszano wychowanków. Na końcu tej niechlubnej listy osób, dla których wartość dziewczyny wyznaczała ilość korzyści jakie przynosiła, znajdowali się najemnicy. Nie widzieli w niej człowieka, a jedynie źródło zarobku. I tak oto z dziecka, które po śmierci matki marzyło jedynie o odnalezieniu kochającej rodziny, powstała zimna, bezduszna osoba, niezdolna do stworzenia jakiekolwiek zdrowej i stabilnej relacji. Zabijała z zimną krwią, wyprana z uczuć, empatii. Dla nagrody gotowa była zabić każdego, męża, ojca, dziecko i nie odczuwała wyrzutów sumienia, a jeśli te resztki człowieczeństwa, które gdzieś tam w sobie nosiła, zbyt głośno dawały o sobie znać, mutantka uciszała je, upijając się do nieprzytomności, tak samo radziła sobie z resztą problemów. Po latach wegetowania z dnia na dzień i zastanawianie się czy dalsze egzystowanie na tym żałosnym świecie ma jakikolwiek sens, zdarzył się cud. Gdy Averith rozpaczliwie walczyła o życie, którego nienawidziła i którego nie chciała, zapomniany bóg zesłał jej Anioła. Antonio niejednokrotnie ocalił dziewczynie skórę i wniósł nieco światła do szarej rzeczywistości mutantki. Był przystojny, troskliwy, dbał o nią bardziej niż inni ludzie i nie oczekiwał niczego w zamian, dla dziewczyny była to nowość, bo od lat nikt nie robił dla niej bezinteresownych rzeczy. Nie potrafiła nazwać ich relacji, głównie dlatego, że w słowniku najemników nie było słowa, które oddawałoby tak ogromne przywiązanie i potrzebę uszczęśliwiania drugiej osoby. Zwykli śmiertelnicy zwali to miłością, a przynajmniej takie mutantka miała wrażenie. Nie pamiętała jak to jest kochać czy być kochaną, więc nie wiedziała czy to co czuje do Anioła jest miłością czy nie. Wiedziała natomiast, że uwielbia spędzać z nim czas, uwielbia wywoływać uśmiech na tej przystojnej twarzy, uwielbia go przytulać, a przede wszystkim uwielbia jego. Sprawił, że chciało jej się żyć. Wiele razy Ave wyznawała Antoniowi, że go kocha, ale głównie dlatego, iż było to właściwie, niekoniecznie licząc się z powagą tych słów. Była pewna tego co czuła, jak i tego, że chciała z nim spędzić resztę życia, ale nie potrafiła tego nazwać. Emocje były dla niej czymś nowym, nie radziła sobie z nimi zbyt dobrze, dlatego obawiała się, że "kocham cię" to słowa zbyt słabe, by oddać ogrom uczuć jakimi darzyła Anioła. Averith nie była aż tak ciepłolubnym stworzeniem jak Antonio, ale za marznięciem nie przepadała, więc założyła jeansy z dziurami, cienki sweterek, do tego swoje ulubione wsuwane botki i czarny płaszcz trencz. Słowa Anioła wyrwały ją z zadumy. - Los Angeles, wiem, że to nie południe, ale tam też jest ciepło. Albo Vegas. A może Hawaje? - powiedziała rozmarzonym głosem. Ave nigdy nie marzyła o podróżowaniu po kraju, o wyjeździe za granicę nie wspominając, tego typu zachcianki znajdowały się na samym końcu listy jej priorytetów, pod edukacją i prawem jazdy. W zasadzie, głupio się przyznać, nie była pewna, gdzie Kanary się znajdują, ale wizja płonących lasów nie napawała jej optymizmem. - Nie jestem pewna czy to bezpieczne, Aniele. Pojedźmy gdzieś, gdzie lasy nie płoną, dobrze? Nie żeby miała jakiś szczególny wstręt do ognia, odpowiednio użyty bywał przydatny. Na przykład, gdy zacierając ślady spaliła własne mieszkanie, by utrudnić życie najemnikowi żądnemu jej krwi. Ave zapięła płaszcz i wyszła z mieszkania w ślad za Aniołem. - Nie - wyznała, nie patrząc na Antonia. Wiedziała o jego podróżach, sama nie miała się czym pochwalić. Okazyjnie wyjeżdżała z Nowego Jorku w jakieś bliskie okolice, głównie w celach zarobkowych, ale to nic w porównaniu z miejscami, które zwiedził Anioł. - Nigdy nie miałam potrzeby, ani okazji. Jak na maj to była ciepła noc, a spacer, choć krótki, okazał się bardzo przyjemny, zresztą każda chwila spędzona z Antoniem zakrawała na ideał. Pomijając te sytuacje, w których rzucali do siebie nożami, wrzeszczeli, wyzywali lub rozstawali, ale o nich dziewczyna nie lubiła myśleć. Gdy stanęli przed sklepem, który był celem ich podróży, w końcu zebrała się na odwagę. - Aniele, obiecaj mi coś - rzuciła, nim zdążyła się powstrzymać. Nie była wylewną osobą, ale Antonio poruszył w jej duszy czułą strunę, której od lat nikt nie tknął. - Nie zostawiaj mnie, dobrze? Nigdy przed nikim nie otwierała się tak bardzo, a ta prośba była dla niej czymś, na co zbierała się od dawna. Kosztowało ją to więcej wysiłku niż niejedno zlecenie. Po prostu wcześniej nie miała okazji go o to zapytać, a przynajmniej tak próbowała to sobie przetłumaczyć. |
| | | Antonio Fernandez
Liczba postów : 31 Join date : 24/10/2017
| Temat: Re: Sklep monopolowy Wto Paź 30, 2018 9:07 pm | |
| Averith daleko było do normalnej dziewczyny, Antoniowi do normalnego mężczyzny. Oboje byli dziwni, psychicznie skrzywieni i nieprzystosowani do życia w społeczeństwie. Równocześnie różnili się na przeróżnych płaszczyznach, często tak skrajnie, że istnienie ich związku wydawało się cudem. I może… faktycznie po części nim było? Dla Abe Hiszpan był aniołem, który ją uratował, dał swoją uwagę, czułość i troskę, dla niego zaś jego mała Znajdka była skarbem, którego szukał przez dekady. Przeżył ponad dwieście lat, przemierzył pół świata, przeruchał drugie pół, aż w końcu znalazł kobietę, na którą warto było czekać cały ten czas. Teraz więc, kiedy miał już ją przy swoim boku, nie zamierzał pozwolić, by ktokolwiek lub cokolwiek odebrało mu ukochaną. Sam też nie planował jej nigdy zostawiać. – Hawaje brzmią przyjemnie – przyznał, choć jego myśli powędrowały już za ocean. Oczyma wyobraźni widział galisyjskie i baskijskie porty, majestatyczne góry przecinające cały kraj, ludzi bawiących się na ulicach do bladego świtu. Czuł prażące skórę słońce i zapach dojrzałych pomarańczy, oliwek, pomidorów. Przez chwilę miał wrażenie, że wystarczyłoby się odwrócić, a zobaczyłby dworek porośnięty winogronem. Zaś na jego ganku matkę wraz z siostrami, czekające na jego powrót. Jednak choć wspomnienia były żywe, one już od lat nie. – Bien. Ale jeśli nie Kanary, to Hiszpania. Chciałbym cię zabrać do Hiszpanii. Odnalazł swoją dłonią dłoń dziewczyny i uniósł na chwilę, by pocałować krótko jej wierzch, po czym uśmiechnął się ciepło do ukochanej. – Skoro nie, to ja ci pokażę świat! Jeszcze nic straconego! Mamy pieniądze, możemy jechać gdzie chcemy i kiedy chcemy! W sensie, mam na myśli, w ramach małych wakacji pomiędzy zleceniami. – Tonio zaśmiał się, pełen entuzjazmu. Nie chciał Aberit do niczego przymuszać, jednak pragnął dać jej na tacy wszystko, co oferowało życie. Była tego warta. Hiszpan już zamierzał wchodzić dziarskim krokiem do sklepu, kiedy to został zatrzymany niespodziewaną prośbą swojej Znajdki. Przystanął więc i spojrzał na nią pytająco, wciąż się uśmiechając. Nie był pewien, ale wydawało mu się, że jest podenerwowana. Zamiast się jednak zastanawiając nad powodem jej stresu, grzecznie poczekał na to, co powie, zakładając, że to mu pewnie wyjaśni sytuację. Nie mylił się. – Querida… – Spojrzenie mu złagodniało, a głos nabrał czułości. Ujął jej dłonie i uniósł do swoich ust, przytrzymując je tak chwilę. W końcu się odezwał: – Nie zostawię. Jesteś moim sercem, moją miłością, moim życiem. Quiero estar a tu lado, quiero despertar a tu lado. Te amo, solo te. Kocham cię, tylko ciebie. – Gdy przychodziło do uczuć, dużo łatwiej było mu je wyrażać po hiszpańsku. Nieraz się więc zapominał, dopiero po chwili przypominając sobie, że Aberit nie rozumie z tego prawie nic. Dlatego to, co najważniejsze, powtórzył jeszcze raz, tym razem po angielsku. By mieć pewność, że zrozumiała. – ...wiesz co? – Nagle na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. – Wiem, jak ci pokażę, że cię nie zostawię! Chodź! – Nie zważając na ewentualne protesty dziewczyny i nie dając jej nawet czasu na odpowiedź, chwycił Znajdkę już normalnie za rękę, po czym wręcz wpadł wraz z nią do sklepu. W drzwiach minęli się z bladym jak trup mężczyzną, który w panice wybiegał ze sklepu, a obok ich głów świsnęły dwie kule. Antonio z zaciekawieniem spojrzał na właściciela sklepu, który krzyczał wciąż za uciekającym klientem. – ...i jeszcze raz nazwiesz mnie Arabem, to możesz być pewny, że nie obudzisz się następnego dnia! To było tylko ostrzeżenie! – Akeem splunął jeszcze efektownie, schował colta pod ladę, po czym spojrzał na parę z uśmiechem, jakby przed chwilą nic się nie stało. – Macie szczęście, dziś była dostawa. Ile skrzynek?
* bien - hiszp. dobrze * querdia - hiszp. kochanie * quiero estar a tu lado, quiero despertar a tu lado - hiszp. chcę być obok ciebie, chcę budzić się przy tobie * te amo, solo te - hiszp. kocham cię, tylko ciebie
Wybacz, skarbie, jednak nie mogłam się powstrzymać. Musiałam wstawić ten śmieszek. No i dziewczyny mnie zmusiły! |
| | | Averith Strażnik Chatboxa & Inteligencja 3
Liczba postów : 96 Join date : 20/10/2017
| Temat: Re: Sklep monopolowy Nie Lis 18, 2018 10:09 pm | |
| Hiszpania. Hiszpania i wakacje. To brzmiało odlegle i egzotycznie, zupełnie nierealnie. Averith mogła pojechać tam w dowolnej chwili, miała pieniądze, znajomości, czyli wszystko czego potrzeba, a jednak tego nie zrobiła. Odwrócenie się plecami, rzucenie wszystkiego w cholerę, kupienie biletów i wpakowanie się na pokład samolotu byłoby całkowicie w jej stylu. Jedyne czego dziewczynie brakowało to motywacji. O podróżach śnią normalni ludzie, tacy, których życia podyktowane są marzeniami, a nie najemnicy. Dlatego do propozycji Anioła podchodziła z ogromną ekscytacją, bo sama nie odważyłaby się na taki krok. Dla niej była to namiastka normalności. Nigdy nie przyznała tego przed innymi, nawet przed Antoniem, rzadko kiedy przyznawała przed samą sobą, ale Ave panicznie bała się zmian. Żadna z tych, które miały miejsce w jej życiu, nie przyniosła ze sobą niczego dobrego, a jedynie więcej bólu i łez, za każdym razem pogrążając dziewczynę w coraz większej rozpaczy. Aż w końcu sięgnęła dna, przestała planować i zaczęła żyć z dnia na dzień, bez żadnego większego celu. - Możemy jechać nawet jutro - powiedziała, słabo kryjąc ekscytację. Przy Aniele zawsze trudniej było jej kontrolować swoje odruchy, stawała się bardziej emocjonalna i zdradzała o wiele więcej niżby sobie tego życzyła. Pewnego dnia może słono za to zapłacić. Dziewczyna tępo gapiła się w chodnik przed sklepem. Gdy Anioł zaczął mówić, cała się spięła, nie wiedząc czego powinna się spodziewać, ale już po chwili gwałtownie uniosła głowę, wbijając wzrok w twarz mężczyzny. Nie rozumiała większości słów, choć ich sens wyłapała ze sposobu w jaki Antonio je wypowiedział. Powinna powiedzieć, że też go kocha, to było cholernie ważne, ale nie zrobiła tego, jedynie stanęła na palcach i pocałowała go lekko w usta. Nie radziła sobie z uczuciami, zwłaszcza te pozytywne były jej tak bardzo obce. Znała gniew, rozpacz i smutek, ale szczęście czy miłość dopiero poznawała. Powoli uczyła się jaka jest różnica pomiędzy zwykłym przywiązaniem a szczerą miłością i zaczynała rozumieć, że między nią a Aniołem jest coś więcej. Zaskoczona jego nagłą zmianą nastroju, Averith nie protestowała przeciwko próbie wyrwania swojej ręki, kiedy Anioł bezceremonialnie wciągnął ją do sklepu. Dziewczyna spojrzała w ślad za uciekającym mężczyzną, unosząc brwi z rozbawieniem. Nie pierwszy raz była świadkiem podobnej sceny w sklepie nie-Araba. Niedoszły klient najwyraźniej nie był stąd, bo wszyscy okoliczni mieszkańcy wiedzieli, że jeśli chce się wyjść, nie narażając się na gniew Akeema to nie wolno nazywać go Arabem. - To brzmi jakbyś chciał wystawić zlecenie na jego głowę - rzuciła dziewczyna, uśmiechając się do właściciela sklepu (i najprawdopodobniej całego budynku i trzech apartamentów na Manhattanie). Wyplątała rękę z uścisku Anioła i podeszła do lady, rozmyślając o pustych półkach w salonie. Chciała wszystkie je zapełnić, ale na ten wieczór miała inne plany. - Dziś skromnie, kilka butelek, ale najlepszego alkoholu jaki masz… A skrzynki odbierzemy w tym tygodniu. No chyba, że masz inne plany Aniele? Zaopatrzenie postanowił zostawić w rękach Antonia, a sama zajęła się przeglądaniem zawartości najbliższego regału z batonikami. Kręciła się po sklepie, czekając cierpliwie, aż Anioł skończy zakupy. |
| | | Antonio Fernandez
Liczba postów : 31 Join date : 24/10/2017
| Temat: Re: Sklep monopolowy Pon Gru 17, 2018 4:07 pm | |
| Trudno było wyrazić w słowach, jak bardzo Antonio uwielbiał tę część Aberit, którą ta ukazywała tylko przy nim. Wciąż pamiętał, jak zachowywała się na początku ich znajomości. Jak otwierała się na niego dzień po dniu, by nagle cofać się o parę kroków, wprost do swojej skorupki. W końcu jednak znów się z niej wychylała, badała teren, ostrożnie odsłaniała tę radośniejszą, bardziej niewinną i szczerą stronę siebie. Te momenty, gdy pozwalała mu to zobaczyć, były jak skarby, które Hiszpan kolekcjonował. Tonio doceniał każdy jeden raz, gdy udało mu się przebić przez jej fasadę życiowego cynizmu i nienawiści do samej siebie. Tak bardzo się starał, by znów zobaczyć ten pierwszy uśmiech. Nim jednak zdążył spostrzec, Aberit zaczęła się przy nim rozluźniać naturalnie. Bywała kapryśna, zachwycona niczym dziecko, urocza i pełna emocji, o których inni by ją nie posądzali, choć równie często potrafiła być wściekła, zabójcza, a przy tym cholernie seksowna. Szczególnie w kwestii tej wściekłości Antonio dość często dawał jej ku niej powody-... Mimo to jego skarby wcale nie spowszechniały, ale Hiszpan uświadomił sobie jedną, istotną rzecz z nimi związaną – nie chciał, by ktokolwiek inny mógł być ich świadkiem. Był zaborczy. Każdy, kto go znał, szybko odkrywał w nim tę cechę, a sam Tonio nie bardzo się z nią krył. Potrafił czuć zazdrość o różne głupoty, ale gdy sprawa dotyczyła kobiety, którą kochał, często zdarzało mu się przesadzać. Nie było więc niczym dziwnym, że tak bardzo chciał zatrzymać tę małą Znajdkę blisko siebie. Antonio najchętniej pokazałby Aberit cały świat. Gdyby tylko mógł, dałby jej wszystko, o co tylko by poprosiła. Nie istniały dla niego granice, zasady czy inne wymówki. Gdy kochał, oddawał się temu uczuciu w pełni, pozwalał, by nim zawładnęło. Nie myślał o konsekwencjach (jakby w ogóle miał w zwyczaju to robić), nie oceniał strat i zysków, nie zastanawiał się nawet, czy ukochana osoba byłaby w stanie zrobić dla niego to, co on dla niej. Trudno było mu zrozumieć, dlaczego do tej pory nikt tego nie docenił, no naprawdę. Nie przejmował się więc tym, że uczucia wciąż są dla dziewczyny obce i że nie potrafi nawet powiedzieć, co dokładnie do niego czuje. Potrzebowała czasu, pomocy? Nie było problemu. Mimo to i tak wierzył, że nie jest jej obojętny. Czuł, że nie jest. Czekał jedynie, aż sama sobie to uświadomi. Sytuację w sklepie zbył śmiechem. Nie był to pierwszy raz, a już na pewno nie ostatni – co rusz przyłaził tu ktoś, kto nie znał panujących na Bronxie zasad (a przynajmniej tej podstawowej, że należy się szacunek osobie, która załatwia ci alkohol, no serio, ludzie). – Jeśli będę miał taki zamiar, pierwsi się o tym dowiecie – rzucił sprzedawca, już szykując się na wyprawę na zaplecze. Zaraz jednak przystanął, zdziwiony i nieco rozczarowany. Spojrzał na Averith jak na zdrajcę, po czym przeniósł wzrok na Antonia, szukając wsparcia u niego. Tu także spotkało go rozczarowanie. – Co do alkoholu, to Abe decyduje. Wybacz, przyjacielu! Ale w tygodniu na pewno uzupełnimy zapasy. Ja tu za to dzisiaj po co innego. Pan Akeem, wyraźnie marudny, zabrał się za wybieranie co lepszych trunków, zaś Tonio w tym czasie dołączył do oglądania słodyczy. Wyglądało, jakby szukał jednej konkretnej rzeczy i… po chwili ją znalazł. – Ha! – Chwycił coś z wystawy, jednak tak szybko, że trudno było ocenić co, po czym spojrzał na właściciela sklepu. Okej, ten nigdzie nie uciekł, odpowiedni świadek całego zajścia będzie. Tonio, podekscytowany do granic możliwości, spojrzał na swoją ukochaną z szerokim uśmiechem. – Abe, kochanie? – Poczekał, aż uwaga dziewczyny skupi się na nim, a gdy tylko to zrobiła, bez ostrzeżenia klęknął przed nią, wyciągając w jej stronę… cukierkowy pierścionek. – Wiem, że to zwykle wygląda inaczej, ale powiedziałem, że tu i teraz ci udowodnię, że cię nigdy nie zostawię i mam zamiar to zrobić. Mogę ci potem kupić brylanty czy co tam zapragniesz, mogę cię zabrać do najdroższej restauracji, ale najpierw powiedz mi, słońce mojego życia, czy zechcesz zostać moją żoną? Czy chcesz, żebym zawsze był obok tak bardzo, jak ja tego chcę? |
| | | Averith Strażnik Chatboxa & Inteligencja 3
Liczba postów : 96 Join date : 20/10/2017
| Temat: Re: Sklep monopolowy Nie Sty 27, 2019 1:32 pm | |
| Początkowo mutantka wierzyła, że powinna uwolnić się od Anioła. Mężczyzna potrafił wyciągnąć z niej najskrytsze uczucia, które tak pieczołowicie próbowała ukryć pod grubą skorupą lodu, a dla najemnika nie wróżyło to niczego dobrego. Już dawno temu należało uciec, upić kilka razy i wmówić sobie, że to wszystko było kłamstwem - czyli zrobić to, w czym Averith była najlepsza, zamordować budzące się resztki człowieczeństwa. Tak byłoby najlepiej. Ona wróciłaby do tego co znała, życia z dnia na dzień, bez nadziei, którą można zniszczyć. Tak powinno być, tak właśnie jej znajomość z Aniołem powinna się skończyć, zero zaangażowania ze strony mutantki tylko czerpanie korzyści, ale nieważne jak bardzo dziewczyna chciała odejść, po prostu nie mogła. Pragnęła, by Antonio również wrócił do swojego dawnego życia, do szukania ukochanej, która zrozumiałaby go lepiej i byłaby ideałem, na który Anioł zasługiwał, a którym ona nie była. Teraz Averith wiedziała, że powinna odejść, nie po to by uwolnić się od mężczyzny, ale żeby zwrócić wolność jemu. Mutantka była egoistką, nie interesowało ją nic, prócz czubka własnego nosa, dbała tylko o siebie i nigdy nie robiła niczego dla innych, chyba że miała zostać nagrodzona. Nie rozumiała dlaczego z Aniołem było inaczej, dlaczego za wszelką cenę chciała go uszczęśliwić, przy nim po prostu nie potrafiła myśleć o sobie, a jednak nie odeszła. Obwiniała się, że zostając zniszczy mu życie, ale rozpaczliwie potrzebowała jego obecności, uśmiechu i ciepła. Z jednej strony nie potrafiła nazwać słowami tego co czuła, a z drugiej nie wierzyła, że Anioł czuje do niej cokolwiek. Była egoistką, a decyzja żeby trwać u jego boku to najlepszy dowód. Dziewczyna uśmiechnęła się uroczo do sprzedawcy. Akeem nie tylko prowadził sklep, w którym alkohol można kupić o każdej porze, ale posiadał też sporo informacji, a co ważniejsze, dzielił się nimi ze swoimi ulubionymi klientami, zdarzało się, że załatwiał jakieś zlecenia. Widząc jak na jego twarzy odmalowało się rozczarowanie, Averith pokiwała ochoczo głową. - W domu zostały tylko puste półki. Wpadniemy tu za kilka, słowo - mutantka powiedziała całkowicie poważnie. Nie można przecież zrazić do siebie najważniejszej osoby na Bronxie. Gdy Ave wlepiała wzrok w skład jednego z batoników zbożowych, zastanawiając się czym właściwie są przeciwutleniacze, coś poruszyło się na granicy jej pola widzenia. Anioł z jeszcze większym zaangażowaniem przyglądał się półce ze słodyczami, wyraźnie zaaferowany, ale u niego była to całkowicie normalna reakcja, więc dziewczyna nie przejęła się zbytnio i wróciła do swoich batonów. Prawdę mówiąc, jej myśli zaprzątała rozmowa, którą odbyli przed sklepem. Powinna sobie strzelić w łeb, bo zachowywała się jak żałosna nastolatka. Zawsze myślała, że jest ponad to, a tu proszę, zamiast planować kolejne morderstwo rozmyśla nad wyznaniem chłopaka. Naprawdę kocha? - Tak trudno było w to uwierzyć. Jak ktokolwiek mógł ją pokochać? Nim zdążyła odpowiedzieć sobie na to pytanie, Anioł wypowiedział jej imię, wyrywając dziewczynę z zadumy. Spojrzała na mężczyznę, potrzebowała kilku sekund (lub godzin) żeby zrozumieć, co właśnie się dzieje. O kurwa - pierwsza myśl. Averith stała tak, kompletnie nieruchomo, nie była pewna czy w ogóle oddychała, czuła, że zaraz się obudzi i wszystko to zniknie. Naszła ją myśl, że może Gabriel naprawdę ją zabił, bo to nie mogło się dziać naprawdę. Dziewczyna gapiła się na cukierkowy pierścionek jak na najcenniejszy brylant, a słowa Anioła powoli rozgościły się w jej głowie. Averith od dawna wiedziała, że chce zostać obok Antonia, a teraz miała pewność, że i on tego chce, przynajmniej troszkę. Powoli wyciągnęła drżącą rękę w stronę mężczyzny, walcząc ze sobą żeby się nie rozryczeć. - Nigdzie mnie nie zabieraj, po prostu ze mną zostań. Na zawsze, tak, a ja zostanę przy tobie. - wydusiła, choć nie było to zbyt romantyczne. Averith nie radziła sobie ze słowami, ale liczyła, że Anioł zrozumie, co chciała powiedzieć. |
| | | Antonio Fernandez
Liczba postów : 31 Join date : 24/10/2017
| Temat: Re: Sklep monopolowy Pią Lut 01, 2019 5:42 am | |
| To nie był pierwszy raz, kiedy Antonio się komuś oświadczał. Miał za sobą wiele związków, parę małżeństw i ogrom historii, które zakończyły się tragicznie. Za każdym razem był bardziej lub mniej pewny swoich uczuć, za każdym razem żywił nadzieję, że ten jeden raz wszystko pójdzie inaczej, za każdym razem nie rozumiał, czemu wszystko szło źle. Można by pomyśleć, że po takim czasie powinien się dawno poddać i odrzucić myśl o znalezieniu osoby, która będzie przy jego boku niezależnie od wszystkiego, jednak Tonio był uparty. I samotny bardziej, niż chciałby to przyznać. Tym razem jednak w jakiś sposób, nieważne jak sztampowo to by nie brzmiało, Hiszpan czuł, że naprawdę jest inaczej. Nigdy wcześniej nie spotkał takiej kobiety jak Averith. Takiej, która nie tylko zawładnęła jego sercem i duszą, ale która równocześnie była równie popieprzona co on sam. Żyli razem na marginesie społeczeństwa, co rusz przeżywali chwilowy kryzys związkowy, a ilość prób zamordowania tej drugiej osoby trudno było zliczyć, ale… w jakiś sposób to działało. Było im razem dobrze, nieważne ile słów czy uderzeń między nimi padło. W jakiś sposób się uzupełniali, a Antonio nawet nie dopuszczał do siebie myśli, by któregokolwiek dnia mogli się rozstać naprawdę. I dlatego też zamierzał teraz dopilnować, by zmniejszyć szanse na to do minimum. Tonio kochał swoją małą Znajdkę. Mógłby to powtarzać dniami i nocami, co rusz dając jej na to nowe dowody. Wiedział, że ona nie bardzo w to wierzy, ale nie przeszkadzało mu to. Było to wręcz jak wyzwanie, by co dnia nieco bardziej ją do tego przekonywać. Choć miał też wrażenie, że tym, co zrobił w tej chwili, nadrobił za najbliższe… no, chyba parę miesięcy! Na odpowiedź dziewczyny czekał bez strachu, raczej z podekscytowaniem. Jak zwykle nie przyjmował do siebie myśli, ze ta po prostu mogła odmówić. Dlatego gdy usłyszał potwierdzenie z jej ust, po prostu rozpromienił się jeszcze bardziej, założył cukierkowy pierścionek na jej palec, po czym podniósł się z kolan, by chwycić jej twarz w dłonie i zwyczajnie pocałować. Był to pocałunek prosty, ale czuły. Antonio trwał tak chwilę, by w końcu oderwać się od ust swojej Znajdki i spojrzeć jej prosto w oczy. – Zostanę. I będę cię kochał i wielbił każdego dnia. – Jej zmieszanie i nieporadność w pewien sposób go rozczulały. Obserwowanie, jak radzi sobie z uczuciami, których wcześniej nie znała, było za każdym razem ciekawym i przyjemnym doświadczeniem, również przy okazji satysfakcjonującym. Tonio czuł się naprawdę dobrze z myślą, że potrafił z niej tyle wydobyć. Nagle jednak ich chwilę przerwał dźwięk korka, który wystrzelił z butelki. Tonio szybko odwrócił głowę w kierunku źródła hałasu, po czym zauważył, jak Akeem rozlewa szampana do wyciągniętych spod lady kubków, uśmiechając się przy tym szeroko. – Gratulacje! Mam nadzieję, że zaprosicie mnie na ślub. I już teraz mogę wam powiedzieć, że wasze dzieci też będą tu mile widziane – zażartował, chociaż pewnie było w tym sporo racji. Nie trudno mu się dziwić, że zakładał, że owocem związku tej dwójki będą potencjalni alkoholicy! Zaraz też uniósł jeden z kubków. – No więc zdrowie przyszłej młodej pary! I to na koszt firmy! Antonio zaśmiał się jedynie w odpowiedzi, jedną ręką obejmując swoją (od teraz już) narzeczoną, a drugą sięgając po toast. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Sklep monopolowy | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|