Książkowo, ale w filmach czy gdzie indziej też się pojawiają.
Ruchanie na czekanie, czyli książka zakwalifikowana jako dowolny gatunek literacki, która tak naprawdę jest spisanym porno. W dodatku z fabułą jak z typowego filmu tego typu (chociaż dla odmiany czasem kończy się ślubem). Nie dajcie się zwieść barwnemu opisowi z tyłu, obietnicom świetnej rozrywki i intryg - ta książka została napisana tylko po to, by aŁtorka (rzadziej aŁtor) mogła spełnić swoje erotyczne fantazje, wpisując sceny seksu, macanie i wzdychanie do jędrnych piersi i pośladków boCHaterki gdzie tylko się da. No i do krocza tró loffa, bo nie ma nic ważniejszego od genitaliów książkowej pary. Fabuły tu często prawie nie ma, a jak jest, to tylko po to, by boCHaterowie mogli się ze sobą zejść/pokłócić/przeruchać/znowu zejść/przeruchać/pokłócić/znowu zejść/przeruchać.
Światowej klasy crush, czyli bohaterka, a właściwie często boCHaterka, która od pierwszych stron/samego początku książki staje się obiektem westchnień 3/4 męskich bohaterów (i czasem kilku żeńskich), bo jest tak piękna, mądra i w ogóle idealna, przy czym, podpowiadam, dwie ostatnie rzeczy NIGDY nie są prawdą. Pierwsza prawdą jest niemal zawsze, bo bohaterka musi być bajeczna, oczywiście, koniecznie z oczami niczym jeziora, burzą włosów i ciałem którego pozazdrościłaby sama Afrodyta. Ze stron wylewa się uwielbienie wszystkich wokół do niej, wzdychania, miłosne wyznania, powłóczyste spojrzenia i poświęcenia. Jak bohaterka znajdzie już tró loffa, to najczęściej pojawia się długi i barwny opis zbliżenia, który ma z jakąkolwiek głębią i romantycznością do czynienia tyle, co afrykańskie dziecko z bieżącą wodą. Często łączy się z "ruchanie na czekanie".
Zawodowa suka, czyli boCHaterka która jest wredną kurwą tak dla zasady. Prawdopodobnie ma jakąś bardzo traumatyczną przeszłość, która rzutuje na całym jej życiu (np. w 3 klasie podstawówki ktoś popisał markerem jej ulubiony piórnik) i absolutnie daje jej prawo do pomiatania wszsytkimi wokół bez konsekwencji. Bez konsekwencji, bo z racji bycia boCHaterką wolno jej wszystko i nikt nie śmie się jej sprzeciwić. Zawodowa suka najczęściej w środku jest po prostu skrzywdzoną, miękką kluchą, która otwiera się i rozwija niczym kwiat lotosu pod wpływem, uwaga, zaskoczenie - tró loffa. O ile nie mam nic przeciwko duchowym przemianom postaci które są naprawdę w porządku, a o tyle zrobienie tego w TAK TOPORNY SPOSÓB i boCHaterki które są zwyczajnymi sukami doprowadzają mnie do szału.
Wybraniec, czyli kolejny bardzo popularny motyw. Oczywiście, główny bohater jest głównym bohaterem nie bez powodu, ale czasami jest to zrobione w tak okropnie zły sposób że nie da się tego czytać. Bohaterka/bohater w pewnym momencie, zwykle bardzo wcześnie, odkrywa że jest Super Wyjątkowy, okazuje się że jest jakimś Wybrańcem i ma piekielnie ważne zadanie. Ratowanie miasta/królestwa/krainy/świata/pierdolonego uniwersum, i absolutnie nikt inny nie jest w stanie tego zrobić, tylko on. Co z tego że jest (często) typowym wieśniakiem, którego ktoś właśnie wyciągnął z gnoju - wszyscy wierzą, że jest w stanie tego dokonać w niemożliwie krótkim czasie! Oczywiście bohater po drodze przeżywa rozterki, gdzieś w połowie poddaje się i stwierdza że to pierdoli, ale pojawia się czynnik (tró loff?) który przekonuje go do podjęcia walki. A potem już idzie: epicka walka, bo bohater OCZYWIŚCIE nauczył się wszystkiego tego, czego normalnie uczy się przez lata, na przestrzeni dni/tygodni/ewentualnie miesięcy. Pokonuje zło/ratuje świat i żyje długo i szczęśliwie. Tudzież umiera w rękach tró loffa z dramatycznym "Zawsze cię kochałam/em" na ustach, jeśli przedtem nie było okazji tego wyznać.
Jest tego całkiem sporo, ale na razie przypomniały mi się te.