|
| Mieszkanie bliźniaków Maximoff | |
| Autor | Wiadomość |
---|
Scarlet Witch Baba Jaga
Liczba postów : 259 Join date : 11/12/2016 Skąd : Transia/Sokovia.
| Temat: Mieszkanie bliźniaków Maximoff Sob Cze 09, 2018 8:34 pm | |
| |
| | | Scarlet Witch Baba Jaga
Liczba postów : 259 Join date : 11/12/2016 Skąd : Transia/Sokovia.
| Temat: Re: Mieszkanie bliźniaków Maximoff Pon Cze 18, 2018 7:19 pm | |
| Ostatni czas był niczym wyjęty ze snu. Nierzeczywisty, ekscytujący, pełen nowych, nieznanych dotąd bliźniakom rzeczy. Do tej pory ich świat zamykał się w określonych ramach, a ostatnie lata spędzili praktycznie w jednym budynku. Wanda mogła jedynie marzyć o wyjściu na zewnątrz i zobaczeniu na własne oczy tego, co znała jedynie z opowieści, książek, filmów. A teraz… w końcu miała okazję! Z początku nie wierzyła, gdy pan John powiedział jej, że będą lecieli do Stanów. I to teraz, zaraz! Nawet gdy już wsiedli do samolotu, wciąż trudno było jej przyjąć to do wiadomości. W końcu do tej pory ilekroć wspominała o tym, że chciałaby zobaczyć coś więcej niż laboratorium, spotykała się z grzeczną odmową, popartą argumentami, dlaczego taki pomysł nie jest ani trochę dobry. Oczywiście jej bratu zdarzało się czasem zwiać, czego Wanda mu trochę zazdrościła, choć potem zawsze miało to swoje konsekwencje. Aż w końcu oboje, już najzupełniej legalnie, opuścili nie tylko laboratorium, ale i Bałkany, po raz pierwszy w życiu opuszczając rodzinny półwysep. Lot dłużył im się niemiłosiernie. Mieli co prawda luksus podróżowania prywatnym samolotem, dzięki czemu posiadali dostęp do wszelkich wygód, jak i mogli swobodnie się poruszać po pokładzie, jednak niecierpliwość dawała im się we znaki. Szczególnie w przypadku Pietro, któremu trudno było znieść tak długie zamknięcie na tak małej przestrzeni. Wanda pierwszą część podróży spędziła przyklejona do okna, podziwiając widoki, póki nie wlecieli nad ocean, potem zaś zaczęło się jej udzielać zachowanie brata. By jakoś zwalczyć nudę, zaczęła wraz z Pietro planować cały wyjazd do Stanów, wymieniając wszystkie rzeczy, które muszą zrobić i zobaczyć, a gdy i pomysłów brakło - dorwali się do telewizora i przygotowanych dla nich filmów. W końcu Wanda zwyczajnie zasnęła, budząc się dopiero na miejscu. Pierwsze tygodnie w Stanach były wyjątkowo emocjonujące, przepełnione zwiedzaniem i poznawaniem nowego miejsca. Trudno było znaleźć czas na przerwę czy w pewnym momencie nawet na sen, a jeszcze trudniej było pamiętać, że mimo wszystko muszą być ostrożni i nierzucający się w oczy. Obyło się jednak bez większych problemów, nawet jeśli agenci opiekujący się bliźniakami mieli inne zdanie. Wyjazd do Stanów łączył się z jeszcze jedną rzeczą, która wprawiała Wandę w świetny humor. Mieszkanie. W końcu nie byli zamknięci w budynku z całą resztą, a wręcz przeciwnie - mieli prawie tylko dla siebie miłe cztery kąty. Prawie, bo wraz z nimi mieszkał jeszcze agent, który robił im za opiekunkę, ale bardzo łatwo było o nim zapomnieć. Poza tym w końcu nie byli rozdzieleni! Choć w Sokovii oferowano im wiele wygód, trudno było, szczególnie z samego początku, przyzwyczaić się do tego, że nie można w każdej chwili odezwać się do tej drugiej osoby czy po prostu jej dotknąć, by przekonać się, że wciąż jest obok. Trochę łagodziły to moce Wandy, potrafiące dać bliźniakom wyczuć, że jednak znajdują się wcale nie tak daleko, ale... to nie było to samo. A teraz nie było już żadnych podziałów, żadnych zamkniętych pokoi, żadnych osobnych grafików. Teraz mogli być znowu razem! Mimo tych wszystkich ekscytujących rzeczy, było coś, co nie dawało Wandzie spokoju. Z początku ignorowała to, skupiając się na wyjeździe i cierpliwie czekając, aż sprawa sama się wyjaśni, jednak emocje związane z ostatnimi tygodniami powoli już opadły, a Wanda coraz częściej łapała się na myśleniu o tej małej tajemnicy. Brat jej o czymś nie mówił. Wiedziała, że jest coś, co męczy Pietro i ciągnie się za nim. Nie naciskała, czekając, aż ten będzie gotów jej o wszystkim powiedzieć, bo była pewna, że prędzej czy później to nastąpi, jednak powoli czekanie zaczęło się robić coraz trudniejsze. Nie była przyzwyczajona do tego, że tak długi czas nie wie o czymś, co dotyczy jej bliźniaka i co jest wyraźnie ważne. A że było ważne, to wiedziała na pewno. Dało się to zauważyć w jego zachowaniu, wyczuć w tonie, w gestach, w nim. I wiedziała, że on wie, że ona czeka. Po prostu… nie było chwili, żadna nie wydawała się odpowiednia. Mimo to coraz bardziej zaczynało ją to męczyć i z trudem powstrzymywała się, by samej nie zacząć tematu. Choć, trzeba przyznać, nawet przez myśl jej nie przeszło, by zajrzeć bratu do głowy i samej się dowiedzieć. I tak zaczął się kolejny dzień w Stanach, znów pełen zarówno radości, jak i nerwowego wyczekiwania. |
| | | Quicksilver Fietro
Liczba postów : 135 Join date : 19/12/2016 Skąd : Transia/Sokovia
| Temat: Re: Mieszkanie bliźniaków Maximoff Pon Cze 25, 2018 4:01 am | |
| Ostatnie tygodnie były intensywne nawet dla speedstera, a Pietro musiał zmagać się nie tylko z nagłą i niespodziewaną zmianą otoczenia, ale też z osobistymi rewelacjami ujawnionymi podczas jego małego nie-do-końca-legalnego-ale-przecież-nikomu-się-krzywda-nie-stała wypadu. Wyjątkowo dla siebie nie poszedł z otrzymanymi informacjami od razu do Wandy – najpierw musiał to sam sobie choć trochę poukładać. Zresztą w bazie w Sokovii nie mieli zbytnio szans na prywatną rozmowę, zwłaszcza, że byli pochłonięci przygotowaniami do wyjazdu do Stanów. Stany Zjednoczone! Nad tym też trzeba było przejść do porządku dziennego i uzmysłowić sobie, że niedługo mają być po drugiej stronie oceanu. Oczywiście, potem okazało się, że w podróży mieli na to masę czasu, a Quicksilver o mało nie rozniósł prywatnego samolotu przez tych kilka godzin lotu. Kilka godzin! Zdecydowanie nie zapowiadało się, żeby miał polubić taki środek transportu, już wolał wszędzie biegać, nawet jeśli to były takie dystanse, że pod koniec podróży byłby wyczerpany. Przecież można oszaleć przez tyle czasu w zamkniętej przestrzeni, ledwo nawet mogąc wstać, bo a to turbulencje, a to tamto, a to siamto- Nigdy więcej. Czy przylot na miejsce cokolwiek ułatwił? Jasne, że nie – bliźniaki były tak zaaferowane nagłą ilością nowych możliwości, że całe dnie schodziły na poznawaniu tego zupełnie innego świata. Kiedy już mieli wolną chwilę to albo brakowało im siły, albo nie byli sami i im więcej czasu mijało od wizyty Pietro na Wundagore, tym trudniej było mu zacząć ten temat z siostrą. Cały czas miał wrażenie, że brakuje mu jakiegoś ważnego kawałka, który powinien w tej rozmowie przekazać, nie wiedział jak miałby zacząć ani nawet jakich słów użyć. Powinien powiedzieć wszystko, to oczywiste – ale ile tego wszystkiego było potrzebne? Minęło już kilka tygodni, podczas których obracał to na różne strony i starał się odpowiednio przeanalizować. Tyle tylko, że on nigdy nie był dobry w planowaniu i najlepiej działał pod wpływem chwili, a teraz, kiedy dostał czas na zawahanie, nie mógł przestać się zastanawiać, od której strony do tego podejść. Był tym wszystkim tak zaaferowany, że nie było możliwości, aby Wanda się nie zorientowała, że coś jest nie tak – i to sprawiało, że czuł jeszcze większy przymus, by w końcu to powiedzieć, ale tym bardziej, żeby zrobić to właściwie, to z kolei rodziło potrzebę znalezienia najlepszego sposobu, którego nie mógł wymyślić, będąc pod presją, która to presja z kolei wciąż popędzała go do rozwiązania problemu, co rodziło jeszcze większą presję, przez co-… Rozumiecie chyba o co chodzi. Minął kwiecień, przyszedł maj, pachniała Saska Kępa a chłopak czuł się nadal tak samo zagubiony, jednak w końcu postanowił wziąć się w garść i się z tym uporać. Swój udział w tej decyzji miał też fakt, że w końcu nadarzała się sposobna okazja, żeby po prostu usiąść i pogadać – nie mieli nic zaplanowane na ten dzień, mogli cały czas siedzieć w mieszkaniu i nie przejmować się resztą świata. Oczywiście, razem z nimi był tam też pilnujący ich agent, ale już przyzwyczaili się do jego obecności i momentami nawet o nim zapominali. Sebastian Mitaka nie miał w zwyczaju wtrącać się w ich sprawy, jeśli nie działo się nic niepokojącego, nie trzeba więc było się nim przejmować… no chyba, że zaczną latać talerze, kto tam wie te dziewczyny-… Nie, o tym lepiej, żeby Pietro nie myślał, bo jeszcze stchórzy – list i zdjęcie, które dostał od Bovy miał przygotowane do pokazania, pogapił się chwilę w lustro, klepiąc dla orzeźwienia w policzki, po czym ruszył do pokoju, w którym siedziała Wanda. — Sora*, musimy porozmawiać — zaczął po angielsku, zaraz jednak przerzucił się na mieszankę rumuńskiego i romskiego, którą rozmawiali między sobą: — < Chodzi o rodziców > — wyrzucił z siebie, zanim zdążył się rozmyślić. W tym był dobry.
*sora – rum. siostra |
| | | Scarlet Witch Baba Jaga
Liczba postów : 259 Join date : 11/12/2016 Skąd : Transia/Sokovia.
| Temat: Re: Mieszkanie bliźniaków Maximoff Czw Lip 05, 2018 2:56 am | |
| Wanda postanowiła wykorzystać wolny dzień na co, co planowała zrobić już od dawna. Od początku, od kiedy tylko przybyli do Stanów, nie rozstawała się z aparatem. Fotografowała wszystko – ich przyjazd, nowe mieszkanie, każdy zabytek i wycieczkę, ale także wspólne śniadania, drzemiącego w fotelu Pietro, jaskółcze gniazdo na ich balkonie, kaczki w parku czy umorusanego lodami brata. Upamiętniała każdą chwilę, każdy dzień. A teraz czas było zadbać, by można było do tego wracać w przyjemny sposób, bez martwienia się pełną kartą pamięci czy rozładowanym aparatem. Z samego rana pobiegła więc do fotografa niedaleko, by wywołać wszystkie zdjęcia, a obecnie zajmowała się układaniem ich w albumie, który kupiła jakiś czas temu. Wanda bardzo lubiła pamiątki. Była sentymentalna i uczuciowa, więc można było się spodziewać, że z łatwością przywiązuje się do takich drobnych rzeczy. Pechowo jednak dla niej… miała ich niewiele. Prawie wszystko, co miało znaczenie dla niej i dla Pietro, przepadło. Wojna zabrała nie tylko ich rodziców, ale także dobre wspomnienia i wszystko, co ich z nimi wiązało. Został tylko gruz i pył. I dwa medaliki, które bliźnięta miały na szyjach. Bardzo ważne było dla Wandy, by stworzyć z bratem nowe wspomnienia i nowe pamiątki, a idea założenia albumu ze zdjęciami chodziła za nią od dawna. Do tej pory jednak… nie było nic, co którekolwiek z nich chciałoby uwiecznić. Czas spędzony w laboratorium, choć pożyteczny, nie był czymś, co chcieliby w przyszłości wspominać, tego była pewna. Potrzebowali miłych, ciepłych i radosnych rzeczy. A ten wyjazd w końcu dawał im okazję, na którą tyle czekali. Już miała wkładać i opisywać kolejne zdjęcie, gdy wyczuła, że trzeba wszystko w tej chwili schować. Chciała zrobić bratu niespodziankę, dlatego nic mu jeszcze nie wspominała, więc szybko zatrzasnęła album i przykryła wszystkie dowody zbrodni kocem (no, prawdę mówiąc, to same się przykryły). W momencie, gdy Pietro wszedł do pokoju, Wanda wyglądała wyjątkowo podejrzanie mimo niewinnego uśmiechu, a koc właśnie kończył opadać, zupełnie nic sobie nie robiąc z pojawienia się chłopaka. Przynajmniej zdążył ukryć, co powinien! Uśmiech dziewczyny jednak szybko zbladł, a tajemnica dotycząca albumu zaraz straciła na znaczeniu, gdy tylko Wanda wyczuła, że chodzi o coś ważnego. Na pierwsze słowa brata po prostu spojrzała na niego wyczekująco, zaś na kolejne serce zabiło jej mocniej. Już sam temat rozmowy wystarczył, by zrozumiała, czemu Pietro tak długo z nią zwlekał. – < O… o rodziców? > – wyrzuciła z siebie odruchowo. Zamrugała szybko kilka razy, spuściła nerwowo wzrok i zaczęła w dłoniach miętosić skraj koca, by w końcu jednak podnieść spojrzenie na bliźniaka i uśmiechnąć się do niego nieco nerwowo, choć równocześnie z otuchą. Z jednej strony strasznie, strasznie chciała się dowiedzieć, o co chodzi, zaś z drugiej… trochę się bała, skoro brat zwlekał z tym tak długo. Trzeba było jednak o tym porozmawiać. Nawet jeśli było to coś złego… to przecież Pietro nie mógł się z tym męczyć sam, prawda?
Ostatnio zmieniony przez Scarlet Witch dnia Czw Sie 23, 2018 3:34 am, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Quicksilver Fietro
Liczba postów : 135 Join date : 19/12/2016 Skąd : Transia/Sokovia
| Temat: Re: Mieszkanie bliźniaków Maximoff Czw Sie 23, 2018 3:16 am | |
| Oczywiście, że Pietro zdążył zauważyć opadający koc – a raczej zdążyłby, gdyby myśli nie miał zaaferowanych czymś innym, przeszedł więc od razu do rzeczy, nie obrzucając siostry nawet podejrzliwym wzrokiem. W końcu to ona miała tutaj większe prawo do takich spojrzeń. — < Tak > — potwierdził, jakby to w ogóle było potrzebne. Postąpił jeden krok do przodu i zamknął za sobą drzwi, całkiem spodziewanie tracąc język w gębie. — < I to nie tych... Nie o... Umm... > — jąkał się, szukając odpowiedniego słowa. — O biologicznych — powiedział w końcu po angielsku, na tyle cicho, że niemożliwe było usłyszenie go spoza pokoju, a nazwanie tego w obcym języku pomogło mu się do całej sprawy nieco zdystansować. Jego ręka drżała. Najchętniej po prostu podałby teraz Wandzie list od Magdy i potem po prostu odpowiadał na pytania, ale to byłoby nie w porządku – jego siostra zasługiwała na jakiekolwiek wprowadzenie, na wyjaśnienie, na... przygotowanie. Wziął więc głęboki oddech, czując jak serce bije mu jak młotem, usiadł na krawędzi łóżka (całkiem nieświadomie omijając schowane pod kocem zdjęcia i album) i spróbował: — < Jeszcze w Sokovii zacząłem szukać, bo... właściwie to nie wiem, samo tak wyszło > — aż ściszył głos, uświadamiając sobie jak głupio brzmi to wytłumaczenie – głupio i niepoważnie, kiedy to był temat, który na pełną powagę zasługiwał i wydawało się, że powinien mieć lepszy motyw niż "samo tak wyszło". — < I znalazłem wycinek z gazety, nie wiem, skąd on się wziął w tamtych archiwach, może oni po prostu zbierają wszystko, co popadnie, ale data się zgadzała, więc pobiegłem na Wundagore i okazuje się, że tam się urodziliśmy i spotkałem-... > — Nieświadomie dla siebie zaczął przyspieszać i mówić wszystko na jednym oddechu, urwał jednak gdy znowu doszedł do kłopotliwej części historii. Spojrzał na Wandę i skrzywił się, jakby chciał się jej poskarżyć na fakt niewiarygodności tego zdarzenia. — < To w ogóle było dziwne, bo to nawet nie byli zwykli ludzie! I ja jestem szybki, a ty umiesz czarować, ale i tak się tego nie spodziewałem i trochę głupio to brzmi, ale to były gadające zwierzęta i najpierw niedźwiedzica zaprowadziła mnie do jakiegoś ukrytego budynku, a potem rozmawiałem z krową i ona miała na imię Bova i rety, to naprawdę brzmi strasznie dziwnie, więc w sumie to nieważne, bo chodzi o to, że ta Bova właśnie... > — znowu przerwał nagły potok i dokończył już powoli i ciszej: — < Ona znała mamę. > Zamilkł, czekając na reakcję Wandy i już żałując, że przekazał to wszystko w taki a nie inny sposób i że tak to na nią zrzucił. Nie tak to miało wyglądać, nie tak to chciał rozegrać. Quicksilver musiał zwolnić. |
| | | Scarlet Witch Baba Jaga
Liczba postów : 259 Join date : 11/12/2016 Skąd : Transia/Sokovia.
| Temat: Re: Mieszkanie bliźniaków Maximoff Sro Wrz 26, 2018 4:01 am | |
| Zdenerwowanie Pietro udzielało się Wandzie. Zaczęła się nieco wiercić, wciąż skubiąc kraniec koca. A może to jednak były jej własne emocje? Już sama nie potrafiła powiedzieć, przez co stresowała się jeszcze bardziej. Zaledwie chwilę temu wręcz pospieszałaby brata, aby w końcu powiedział jej, z czym męczy się już tak długo, a kiedy nareszcie miał to zrobić – przez chwilę kusiło ją, by uciąć temat, uciec od niego i więcej go nie poruszać. Odsunęła jednak wątpliwości na bok, wiedząc, że taka opcja w ogóle nie wchodzi w grę. Przede wszystkim Wanda czuła, że muszą o tym porozmawiać. Skoro dotyczyło to ich rodziców, musiała wiedzieć, o co chodzi. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby zaprzepaściła tę szansę. Poza tym to był ciężar dla Pietro. Wyraźnie go to męczyło i Wanda nie mogła tego ignorować. Już samo zaczęcie rozmowy było dla niego trudne, więc jej obowiązkiem było wspierać bliźniaka i go wysłuchać. Wzięła się więc w garść, nieznacznie wyprostowała i spojrzała wyczekująco na Pietro. Postanowiła mu nie przerywać, póki sam nie da po sobie znać, że oczekuje jakiejś odpowiedzi lub reakcji. Swoim wtrącaniem się mogła doprowadzić do tego, że tym trudniej byłoby mu przekazać to, co próbował powiedzieć. Choć jednak powstrzymywała się od mówienia, nie potrafiła zapanować nad swoimi reakcjami. Na szczęście niekoniecznie była potrzeba, by to robiła, dopóki tylko nie szło za tym tracenie kontroli nad mocami. Ostatnie lata treningu mimo wszystko nie poszły na marne i na razie wszystko skupiało się na emocjach wewnątrz niej, nie wychodząc na zewnątrz. Poszukiwania Pietro ani trochę jej nie zdziwiły. Sama nieraz myślała o tym, kim byli ich biologiczni rodzice, co się z nimi stało, dlaczego nie było ich przy nich, szczególnie gdy najbardziej tego potrzebowali. Od kiedy stracili mamę i tatę, zadawała sobie te pytania coraz częściej. Pamiętała noce, gdy zasypiała wraz z bratem w jakimś opuszczonym mieszkaniu, a czasem nawet w górskiej jaskini, wyobrażając sobie, jak następnego dnia w ich życiu pojawią się nagle ludzie, którzy dali im życie i od lat próbowali ich odnaleźć, po czym zamieszkują wspólnie, zapominając o problemach i straconym czasie. Wiedziała, że to nigdy się nie spełni, ale… lubiła marzyć. Mimo to nigdy nic nie zrobiła w kierunku tego, by dowiedzieć się prawdy o ich narodzinach. Może po prostu bała się odpowiedzi, które mogłaby uzyskać? Wanda na nowo pomyślała o swoich obawach, widząc, jak zachowuje się Pietro, ale pozwoliła mu kontynuować swoją historię. Wundagore. Ta nazwa była jej dobrze znana. Pamiętała, jak rodzice opowiadali im wręcz bajkowe historie o tym, jak znaleźli ich w okolicach tej góry. Nieco jednak zdziwiła ją informacja o tym, że dokładnie tam się urodzili. Przecież dzieci rodzą się w szpitalach, czasem w domach lub obozach. Nie w zapomnianym przez Boga pustkowiu, z dala od ludzi i lekarzy. Czuła jednak, że najdziwniejsza część historii dopiero przed nimi, szczególnie widząc zachowanie Pietro. Wanda nieco pochyliła się w jego stronę, patrząc na brata z oczekiwaniem, ale nie ponaglająco, jakby chciała mu powiedzieć, że ma czas na poukładanie myśli w głowie. Odruchowo też odnalazła dłonią jego dłoń, ściskając lekko. Czy to ona drżała, czy on? Nie umiała powiedzieć. Kolejna część wypowiedzi Pietro brzmiała jak żart, który zgubił po drodze swoją puentę. Mimo to Wandzie nie było do śmiechu. Czuła powagę bliźniaka, jak i to, że każde słowo mówił na poważnie. Nie kpił z niej, nie nabijał się – co prawda, nigdy tego nie robił – po prostu trafił w środek absurdalnej sytuacji. Ale czy nie tak od zawsze wyglądało ich życie? Nigdy nic nie było normalne. – < ...och > – wyrwało się jej na koniec. Nie wiedziała, co powiedzieć. Mętlik w głowie nie pozwalał się dziewczynie skupić, a pytania z każdą sekundą się nawarstwiały. Wanda na chwilę spuściła wzrok, próbując znaleźć w ten sposób chwilę na zebranie myśli. Czuła się przytłoczona, nawet jeśli był to dopiero początek. Od czego zacząć? Na czym się skupić? Jak w ogóle do tego podejść? Powinna być podekscytowana? Przerażona? Szczęśliwa? Zmieszana? Nawet tego nie wiedziała. Ścisnęła mocniej dłoń brata, wzięła głębszy, spazmatyczny wdech i spojrzała na niego w końcu. – < I… i co powiedziała? Jaka… jaka ona była? Gdzie jest? Czemu-… > – przerwała nagle, znowu uciekając wzrokiem. To było pytanie, na które z jednej strony pragnęła uzyskać odpowiedź całym sercem, zaś z drugiej – bała się jej tak, że jakaś jej część wolała nigdy jej nie poznać. |
| | | Quicksilver Fietro
Liczba postów : 135 Join date : 19/12/2016 Skąd : Transia/Sokovia
| Temat: Re: Mieszkanie bliźniaków Maximoff Pią Lis 02, 2018 1:01 am | |
| Dopiero gdy zamilkł, skupił się na dłoni Wandy spoczywającej w jego, czując że odruchowo ją ścisnął. Temat został zaczęty, teraz już nie było odwrotu i Pietro mógł tylko mówić dalej, co w jakiś sposób go uspokoiło. Wyciągnął drugą rękę i objął dłoń siostry swoimi, widząc (czując? wiedząc?) że targają nią równie niejasne emocje co nim. Teraz już wiedział co ma robić. Być spokojnym, przekazać fakty, dać Wandzie poczucie bezpieczeństwa. Najważniejsze było zaopiekowanie się siostrą. — < Miała na imię Magda > — zaczął delikatnie, teraz już nigdzie się nie spiesząc i pozwalając słowom spokojnie kształtować się w ustach. — < Tam na Wundagore jest jakiś dziwny ośrodek > — kontynuował w kwestii wyjaśnienia, w wyobraźni przywołując obrazy tajnych przejść, sterylnych korytarzy, elektronicznych zamków przy każdych drzwiach i tamtego widoku z okna — < może jakaś baza albo laboratorium, nie wiem, ale trafiła tam, gdy była już w ciąży i tam nas urodziła. > — „Bałam się, że poród może ją zabić.”— < Podobno była w złym stanie. > — Przerwał na chwilę, zastanawiając się, co powiedzieć dalej, do której części przejść, przy okazji też dając Wandzie moment. — Umm… — Nawet już nie był zestresowany i tylko próbował jak najlepiej ułożyć opowieść w całość, możliwie jak najbardziej ułatwić siostrze przyjęcie tych informacji. W końcu spojrzał jej prosto w twarz i jeszcze bardziej spokojnym i poważnym (ostatecznym) głosem powiedział: — < Nie żyje. > — Już w samym jego tonie kryło się uspokojenie, w delikatnym objęciu dłoni pewność, w spojrzeniu lekki żal. Tego się spodziewaliśmy. Nic w tym dziwnego. Nawet dobrze jest wiedzieć to na pewno. Teraz już nie trzeba wypatrywać kogoś, kto nigdy nie przyjdzie, nie trzeba dręczyć się pytaniami. Nie żyje. — < Byłem na jej grobie, zmarła krótko po tym jak nas oddała, bo… > To była kolejna trudna część. Może najtrudniejsza. Od czasu wizyty na Wundagore nie wracał zbyt często do listu matki, może tylko raz czy dwa, a już tym bardziej nie skupiał się na próbie zrozumienia jej motywacji. Myśl o desperacji matki, o jej strachu, o tym, kto to spowodował, jakoś zawsze prowadziło go to do głupich wyobrażeń „co by było, gdyby…” – nie znał nawet szczegółów, ale gdyby ten mężczyzna, ten Erik, nie był taki, jaki najwyraźniej był, gdyby nie zmusił Magdy do ucieczki… Przecież to on się do tego wszystkiego przyczynił, to była jego wina i on miał być ich ojcem? Cokolwiek budziło się w Pietro w takich momentach, było ponure, nieprzyjemne, mroczne i może nawet gorsze od tego, co myślał o Starku i obecnie koniecznie musiał się od tego odciąć i możliwie neutralnie przekazać to Wandzie. Odwrócił wzrok na bok, możliwie odsuwając od siebie wszelkie negatywne emocje. — < Bała się > — powiedział w końcu, po czym jedną ręką sięgnął do kieszeni, wyjmując z niej złożony papier. — < Napisała list, Bova nam- mi go dała… > — Na moment utkwił wzrok w kartce, chcąc choć odrobinę przygotować siostrę na to, co tam zastanie. — < Nie wiem, ile z tego rozumiem, czy dobrze to rozumiem, ale pisze tam o mężczyźnie – przed nim uciekała. > — Uniósł wzrok ponownie na twarz siostry i dokończył, wyciągając w jej stronę wiadomość: — < To chyba nasz ojciec. > |
| | | Scarlet Witch Baba Jaga
Liczba postów : 259 Join date : 11/12/2016 Skąd : Transia/Sokovia.
| Temat: Re: Mieszkanie bliźniaków Maximoff Pon Gru 10, 2018 8:49 pm | |
| Była wdzięczna Pietro za wsparcie, które mogła u niego znaleźć. Chociaż… "wdzięczna" nie było do końca dobrym słowem. Podświadomie go oczekiwała, tak jak oczekuje się przyjemnego rozgrzania po napiciu się ciepłej herbaty, bycia mokrym po wejściu do wanny pełnej wody czy zobaczenia w piekarniku świeżo zrobionego ciasta, jeśli jego zapach roznosi się po domu. Nie była to więc kwestia jakichś wymagań, egocentryzmu albo innych nieprzyjemnych cech, a zwyczajnie… swoista pewność, nabyta przez lata wspólnego życia. Wanda wiedziała, że brat ją kocha, więc czemu miałaby się dziwić jego trosce? Dbali o sobie wzajemnie. To była jedna z niewielu stałych rzeczy w ich życiu. Pewne jednak gesty były dla niej tak naturalne, że zauważała je dopiero po chwili. Szczególnie w momentach takich jak ten, gdzie jej uwaga skupiona była na słowach Pietro, a nie na tym, co dzieje się wokół niej. Mimo to dłonie brata dały jej nieco spokoju i psychicznej stabilności, których naprawdę teraz potrzebowała. Nawet jeśli należała do emocjonalnych osób, dawno nie miała takiego chaosu w głowie. "Magda". Gdy tylko Wanda uświadomiła sobie, czyje jest to imię, zalała ją fala emocji. Czuła, jakby topiła się pod ich natłokiem i nie mogła nabrać tchu. Równocześnie nie potrafiła ich dokładnie zinterpretować. To było dobre, złe? Przykre czy przynoszące ulgę? A przecież to było tylko imię. Imię kobiety, która wydała ich na ten świat, której zawdzięczają życie i siebie nawzajem. Imię, które już nigdy nie zabrzmi dla niej tak samo. To był jednak dopiero początek i Wanda miała tego świadomość. Musiała przygotować się na kolejne wiadomości, pewnie dużo bardziej wytrącające z równowagi, jednak po pierwszym większym szoku łatwiej przychodziło jakoś przyjąć do siebie resztę. Ktoś by mógł stwierdzić, że już wcześniejsze rewelacje Pietro powinny być dla niej szokujące, jednak one po prostu zrobiły dziewczynie mętlik w głowie. Wydawały się też dziwnie abstrakcyjne, nawet jeśli nie myślało się o ukrytym budynku i gadających zwierzętach. A imię… było zwykłe, przyziemne, boleśnie realne. Sprowadzało na ziemię. Na szczęście kolejna część opowieści brata nie zadziałała na nią aż tak i mogła się w tym czasie nieco uspokoić, choć na chwilę ścisnęło jej serce na wieść, że ich matka była w złym stanie. Nawet jeśli nigdy nie mieli okazji jej poznać, Wanda nie potrafiła się od niej tak po prostu emocjonalnie odciąć. Byli rodziną. To… było normalne, prawda? Na chwilę jednak odkładając to na bok, czuła, że Pietro nie o wszystkim jej mówi. Nie kłamał, tego była pewna, ale wiedziała, że coś jeszcze się kryje za jego słowami. Mimo to nie zamierzała dopytywać, przynajmniej nie teraz. Ufała, że jeśli bliźniak o czymś nie wspomina, ma ku temu powód. Nagle świadomość tego, co zaraz usłyszy, przygniotła ją. Pietro jeszcze nic nie powiedział, ale Wanda wiedziała, że to będzie coś złego, coś, czego nie chciałaby słyszeć, ale przed czym też nie mogła uciec. Ścisnęła mocniej dłoń brata, jakby chcąc się upewnić, że ten cały czas jest obok i nigdzie nie zniknie. Potrzebowała jego obecności. "Nie żyje". Och. Mogła się spodziewać. Mogła to czuć, wiedzieć. Nawet powinna. Nigdy nie rozmawiała na ten temat z bratem, ale istniała między nimi cicha zgoda, że dla nich istnieje tylko przyszłość, a za nimi nie ma już nic, do czego mogliby wrócić. Tak jak pozostawała ciekawość i czasem głupie marzenia, tak oboje wiedzieli, że ich przeszłość to zamknięta historia – skrywała swoje tajemnice, gotowe na poznanie, ale nie była w stanie im pomóc. Przecież gdyby z ich rodzicami było wszystko w porządku, nigdy nie trafiliby do Maryi i Django. Powinna być więc przygotowana na te słowa od lat. Powinna przyjąć je z ulgą, ciesząc się, że nie musi dłużej żyć w niewiedzy; ich matkę mogło w końcu spotkać coś dużo gorszego, śmierć w niektórych przypadkach bywała wybawieniem. Powinna podejść do tego dojrzale, z dystansem i ze spokojem duszy. Powinna… ale bolało nadal. Słowa o grobie Magdy docierały do Wandy jak przez mgłę. Chciała się na nich skupić, by wysłuchać historii do końca i by Pietro nie musiał nic powtarzać, ale z trudem nad sobą panowała. Chociaż "panowała" to za dużo powiedziane… Oczy zaszły jej łzami, dłonie wyraźnie trzęsły, a oddech stał się nierówny. Wanda zacisnęła usta, nie chcąc pozwolić sobie na szloch, ale w tym samym momencie szyby zadrżały, a światło w pokoju zaczęło mrugać. Dziewczyna spięła się przez to gwałtownie, świadoma czego jest to owocem. "Zrobię komuś krzywdę". "Znowu nas zamkną". "Stracę kontrolę". "Stanie się coś złego". "Nie mogę…!" Zbyt długo żyła ze swoją mocą, by nie wiedzieć, jakie konsekwencje ciągnęło za sobą stracenie kontroli, przez co ich wizja podziałała na nią jak zimny prysznic. Po raz kolejny spazmatycznie wciągnęła powietrze, by zaraz wypuścić je powoli i chociaż minimalnie odzyskać kontrolę nad sobą samą. Podniosła spojrzenie na brata, chcąc mu pokazać, że już dobrze, że poradzi sobie z resztą, że nie musi się martwić. Zdobyła się na nieco słaby uśmiech. Była pewna, że oboje chcą to mieć jak najszybciej za sobą. W końcu… w niczym nie pomoże, jeśli to przełożą. Wcale nie będzie łatwiej o tym słuchać. Gdyby weszła w tej chwili do głowy brata i poznała jego konkretne myśli, pewnie nie byłaby taka pewna co do kontynuowania rozmowy. Kto by pomyślał, że mógł istnieć człowiek, który budził w nim gorsze emocje niż Stark? I to człowiek, którego nawet nie mieli okazji poznać. Ich własny ojciec. Gdy Pietro wyciągnął w jej stronę list, dziewczyna wzięła go z pewnym wahaniem. Bała się tego, co znajdowało się w środku. Fakt, że dostawała go dopiero teraz, w niczym nie pomagał. Wzięła się jednak w garść, posłała bratu jeszcze kolejne spojrzenie, słuchając jego uwag. Jedna z nich sprawiła, że poczuła, jakby coś ścisnęło ją w okolicach żołądka. — < Uciekała… przed naszym ojcem? > — To było raczej retoryczne pytanie, bo zamiast czekać na odpowiedź, Wanda skupiła się na treści listu. Chciała móc w końcu zamknąć ten temat. Przez chwilę trwała w ciszy, biegnąc spojrzeniem po tekście. Gdy zdawało się, że już skończyła, wracała znów do początku. Zdarzyło się jej przerwać w połowie i znowu się cofnąć, a niektóre linijki po prostu czytała po parę razy. Im bardziej skupiała się na sensie listu, tym bardziej wargi zaczynały jej drżeć, aż w końcu ciszę przerwał cichy szloch, w czasie gdy jej łzy bezdźwięcznie skapywały na podołek dziewczyny. — < Z-zostawiła nas. Ona… ona nas zostawiła > — wydukała, zaciskając mocniej dłonie na kartce papieru. — < A… a on był mordercą. Z-zabijał ludzi. B-był nie lepszy niż Stark… > Jak okropnym człowiekiem musiał być ich ojciec, skoro kobieta, która go przecież kochała, wolała narazić życie swoje i swoich dzieci? I czy matce naprawdę na nich zależało, jak wspomina w liście, czy jedynie szukała wymówek, by usprawiedliwić swoje zniknięcie? Może… wcale ich nie chciała? Może skłamała też na temat ich ojca? Dziewczyna skuliła się w sobie, ściskając bardziej list. Łzy wciąż skapywały jej z nosa i podbródka, a ramiona trzęsły się od szlochu. "Pietro wiedział o tym od tygodni". Ta myśl uderzyła ją nagle. Przez chwilę aż wstrzymała oddech i przeniosła zapłakane oczy na swojego bliźniaka. Wciąż czuła, jak ból rozrywa jej serce, ale teraz z zupełnie innego powodu. — < P-przepraszam. > |
| | | Quicksilver Fietro
Liczba postów : 135 Join date : 19/12/2016 Skąd : Transia/Sokovia
| Temat: Re: Mieszkanie bliźniaków Maximoff Pon Maj 13, 2019 2:18 am | |
| Nie był zadowolony z roli, która mu przypadła. Czemu to on musiał robić za posłańca i nosiciela złych wieści? Bo co, bo jest szybki? Sam fakt, że musiał on przekazywać takie wieści Wandzie był niewłaściwy – oni powinni dowiedzieć się o tym razem, jedno nie powinno mieć przewagi informacji nad drugim, to zwyczajnie nigdy tak u nich nie działało. To nie tak, że wyrzucał sobie niewzięcie siostry ze sobą na Wundagore – raczej losowi uniemożliwienie mu tego. Jednak z każdym kamieniem milowym tej rozmowy, jakiś ciężar znikał z jego piersi. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak zagubiony czuł się, będąc sam z tym wszystkim. A to przecież powinno być oczywiste, że sam nie poradzi sobie z tą sprawą, bo to nie jest jego tylko ich sprawa. Bez Wandy zwyczajnie nie mógł wyrobić sobie na ten temat pełnego zdania, jakby był w stanie przetrawić tylko fragmenty całości. Wanda jednak znosiła to ciężko. Ze zmartwieniem zauważył mrugające światło i drgające szyby – nie, nie martwił się możliwością, że Wanda mogłaby kogoś skrzywdzić, przecież był poza nią jedyną osobą w pomieszczeniu, a jego by nie skrzywdziła, nie czuł, żeby miała utracić nad sobą panowanie, ale co go zmartwiło to znak, jak jego bliźniaczka była roztrzęsiona; to o nią się martwił – i mocniej ścisnął jej dłoń, przysuwając się trochę bliżej niej na łóżku. Wszystko będzie dobrze. Nic się nie dzieje, nic się nie stało i nie stanie. Jestem tutaj. Skinął lekko głową w odpowiedzi na jej uśmiech, upewniając ją, że rozumie. Czuł, że list będzie najtrudniejszą rzeczą do przetrawienia. Odłożył na bok wszystkie swoje myśli związane z jego treścią, zwłaszcza z tematem ich ojca, żeby negatywne emocje nie wpłynęły na jego zachowanie. Pod pewnymi względami „ten Erik” był dla niego nawet gorszy od Starka. Stark stworzył broń i sprzedał ją tym czy tamtym, dostał za to pieniądze i tyle – znając Amerykan, pewnie nawet nie umiałby wskazać Sokovii na mapie. W stosunku do Starka Pietro czuł czystą złość, pragnienie sprawiedliwości, prostą niechęć, emocje były jasne i ukierunkowane bezpośrednio w biznesmana. Ale Erik… Erik zmusił kobietę, która go kochała do ucieczki, do porzucenia dzieci, Erik był ojcem, który powinien był ochraniać, siadać z nimi przy ognisku, opowiadać bajki – a zamiast tego porzucił, skazał na tułaczkę, wystraszył. Jeśli wierzyć listowi matki, był mordercą i Pietro nie mógł znieść bycia spokrewnionym z kimś takim. Emocje buzowały w nim, plątały się ze sobą i tłoczyły się pod skórą, nie wiadomo, czy skierowane w Erika, pokrewieństwo z Erikiem, czy może w samego Pietro. Było to zwyczajnie zbyt skomplikowane i wyczerpujące, żeby mógł pozwolić temu teraz wypłynąć, w ogóle więc o tym nie myślał i cieszył się, że siostra nie czekała na jego odpowiedź na jej pytanie. Mógł się skupić na obserwowaniu jak jej oczy śledzą kolejne linijki raz i drugi, jak czasem przeskakują i czekać aż będzie gotowa oderwać wzrok od liter. Najpierw jej usta zaczęły drżeć i już wtedy mięśnie Pietro przygotowały się do ruchu, jednak dopiero cichy szloch siostry był dla niego sygnałem do wykonania go – wyjątkowo powoli zbliżył się do niej i objął ją ramionami, pozwalając płakać w jego koszulkę. — < Ciii… > — mruknął uspokajająco i lekko spuścił głowę, kiedy wypowiedziała jego własne myśli związane z ich ojcem. — < Przykro mi. > Odsunął się lekko, dając jej wziąć głębszy oddech, po czym zmarszczył brwi, słysząc przeprosiny. Nie zrozumiał za co przepraszała, przecież to on przekazał jej złe wieści, to ona musiała je teraz przetrawić i przez nie teraz płakała. Czuł, że to on powinien przepraszać. — < Damy sobie z tym radę. > Jak zawsze. Razem. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Mieszkanie bliźniaków Maximoff | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|