|
| Nihil verum, omnia licita {Evie&Ezio} | |
| Autor | Wiadomość |
---|
Evie Frye
Liczba postów : 15 Join date : 19/09/2018 Skąd : Crawley
| Temat: Nihil verum, omnia licita {Evie&Ezio} Sro Paź 03, 2018 10:29 pm | |
| Zupełnie przypadkowe spotkanie dwójki podróżników z dawnych czasów w zupełnie nowej rzeczywistości, ponieważ nic nie jest prawdziwe, wszystko jest dozwolone. |
| | | Evie Frye
Liczba postów : 15 Join date : 19/09/2018 Skąd : Crawley
| Temat: Re: Nihil verum, omnia licita {Evie&Ezio} Sro Paź 03, 2018 10:31 pm | |
| Uderzenie zimnego powietrza, przepływ prądu w momencie złapania Fragmentu Edenu i uczucie utraty gruntu pod nogami. Tyle pamiętała zanim zobaczyła przed sobą zbyt jasne, rażące w oczy białe światło jakiego jeszcze nigdy nie widziała, a do tej pory myślała, że widziała już większość dziwnych, niepokojących rzeczy jako mistrzyni bractwa asasynów, szukająca rzeczy o których inni mogli tylko śnić. Wiedziała, że brat stał niedaleko, więc oślepiona nagłym blaskiem, odruchowo próbowała go złapać, odzyskać pewną równowagę. Nawet oślepiony, asasyn potrafił być groźny jeśli odnalazł balans, ten sam który zamierzała też odzyskać. - Jacob! - krzyknęła wreszcie, gdy ciągle natrafiała na pustkę wokoło siebie, zanim znowu zagubiła się w gęstym jak mgła mroku, w którym - mogłaby dać sobie uciąć rękę - słyszała coś co brzmiało jak mechaniczna, nakręcana pozytywka, wygrywająca powoli kołysankę. Melodia na zmianę cichła aż niemal była niesłyszalna i stawała się tak głośna, że kobieta miała wrażenie że jej umysł był dosłownie rozrywany na kilka, kilkanaście części. - Jacob... - Brak odpowiedzi też mógł być odpowiedzią. Może ją tylko oślepiło, a jego... Nie, nie mogło mu się nic stać. Był silny i mądry, sprytny. Na pewno nic mu się nie stało. Nie miała pojęcia jak długo trwała w tej ślepocie, ale kiedy znowu zamrugała, przed nią pojawiły się kontury, które stawały się powoli obiektami aż wreszcie zauważyła, że stoi na jakiejś ulicy, ukrytej za olbrzymim, cholernie wielkim budynku zbudowanym... Ze szkła i stali? Gdziekolwiek była, starała się nie panikować. Najbardziej logiczne wydawało się dostać na sam dach tego gmachu aby spojrzeć na panoramę miasta, dowiedzieć się czy to nadal Londyn i co się stało. Uniosła rękę, uzbrojoną w rękawicę asasyna i wystrzeliła linę, która zahaczyła się gdzieś wyżej. Szybko się na niej podciągnęła, w międzyczasie zerkając do środka budynku. Dziwnie ubrani ludzie, siedzący przy takich płaskich tworach, byli czymś niezwyczajnym ale na to przyjdzie czas później. Znalazła się na dachu - zapewne wzbudzając sensację wśród pracowników - a tam podeszła do samej krawędzi. Stąd niewiele było widać, ale nie dało się ukryć pędzącego na dole życia. Życia, które nie toczyło się w Londynie, co sprawiło że jej serce zabiło mocniej, szybciej a ona sama...czy to uczucie to strach? Podniosła wzrok kiedy usłyszała dźwięk, który znała aż zbyt dobrze. Nie myliła, nie mogła pomylić tego z niczym innym. Jej spojrzenie zatrzymało się na przelatującym orle, a to mogło oznaczać tylko jedno. Gdziekolwiek była, cokolwiek się stało, nadal miała wsparcie w postaci symbolu skrytobójców, który dumnie zniknął wśród chmur kiedy usłyszała czyjeś kroki, które mogły brzmieć nawet cicho, niesłyszalnie dla kogoś, kto nie spodziewał się nikogo innego. I kto nie był wyszkolony w słuchaniu tego co nie słychać. Szybko odwróciła się i wymierzyła w przeciwnika pistolet, mrużąc przy tym oczy gniewnie. |
| | | Francis Bonnefoy
Liczba postów : 19 Join date : 14/10/2017
| Temat: Re: Nihil verum, omnia licita {Evie&Ezio} Wto Paź 09, 2018 8:02 am | |
| Rejs był bardzo spokojny, zresztą nie oczekiwał niczego innego od zwykłej podróży statkiem. Bezpieczny transport miał go zabrać wprost do Wenecji, gdzie czekały go kolejne rzeczy prowadzące do upragnionej vendetty. Droga się dłużyła, a on mógł patrzeć jedynie na sunące po ciemnym niebie szare chmury nadające wodzie równie depresyjny odcień. Nie mając nic lepszego do roboty wpatrywał się więc nieco znużony w dal i tylko co jakiś czas znikał w emocji gniewu i żalu wspominając śmierć rodziny. To jednak działało na niego jeszcze gorzej niż nuda, więc wolał skupić się na drzemce. Sen mu się przyda, a teraz nic mu nie zagrażało. Nie było templariuszy, nie było strażników. Mógł na moment rozluźnić mięśnie… Ze snu, w którym znów rozmawiał z ojcem, jak wtedy kiedy ten żył, wyrwało go szarpnięcie i chlust wodą w twarz. Przez dosłownie ułamek sekundy uważał, że to żart Leonardo, ale szybko okazało się, że bynajmniej nie z głupim dowcipem miał do czynienia. Nagle zerwała się burza, która mocno kołysała łodzią. Szybko złapał się najbliższej, stabilnej rzeczy. Miał do czynienia z wrogami, których mógł przeszyć swym ostrzem, ale pogoda… Z tym nie dało się walczyć. Czuł się bezsilny i ten gotowy na wszystko młodzieniec nagle się zatrwożył. Ale raczej nie powinno im się stać nic złego? Nie byli na bardzo rozległych wodach i powinni przetrzymać burze. No, nie przewidział słabej konstrukcji łajby, o którą kapitan nie dbał najlepiej kupując najtańsze materiały na budulec. To wystarczyło, by statek rozbił się na większej fali, a on wraz z resztą załogi zanurzyli się w mrokach czarnej toni. W ostatniej chwili złapał powietrze i zmusił się do wypłynięcia na wierzch, ale zaraz znów pociągnęło go coś z powrotem w dół skracając oddech o połowę. Kiedy się tak szamotał, nagle zalał go blask światła. Nieważne ile czytał o Altairze, o swoich innych pobratymcach Skrytobójcach. To było coś nowego, niespotykanego i na swój sposób przerażającego. Kolejny niemożliwy do zadźgania wróg. Obudził się widząc nad sobą niebo. Zwykłe niebo… Złapał oddech, ale nie musiał wykasłać resztek wody z płuc. Powoli podniósł się i sprawdził swoje ciało. Nic złamanego, a ubranie suche. Jak długo musiał leżeć na… Zmarszczył brwi patrząc na budulec, na którym leżał. Jakiś dziwny kamień? Potem podniósł wzrok i zastygł. Wokoło otaczała go masa wysokich budowli, które zdumiewały swoim wyglądem. Gdzie on u licha trafił? Czy to nadal Europa? Coś innego jednak zaraz mu się przypomniało. - Leo! – poderwał się i rozejrzał dookoła nadal nawołując przyjaciela, który wraz z nim był na statku. – Leonardo! – zawołał raz jeszcze, ale odpowiadał mu dziwny szum, hałas… Ale nic poza tym. Postanowił wejść wyżej i skorzystał z ostatniego wynalazku od inżyniera-artysty. Bo chyba by umarł wspinając się zwyczajnie po wieżowcach I tak trafił na dach, na którym ktoś już stał. Z przyzwyczajenia podszedł bliżej osoby stojącej do niego tyłem, ale ta odwróciła się gwałtownie mierząc w niego broń. - A, Bella donna! Nie strzelaj, nie chciałbym ci zrobić krzywdy. – Chociaż oboje skrywali twarz pod kapturami, ale dało się doszukać w jej stroju ładnych kształtów. Zresztą… Miała całkiem fajną pelerynę, która jak w lustrzanym odbiciu była i na jego przeciwnym ramieniu. A to na pewno już coś znaczy!
Ostatnio zmieniony przez Francis Bonnefoy dnia Wto Paź 09, 2018 2:09 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Evie Frye
Liczba postów : 15 Join date : 19/09/2018 Skąd : Crawley
| Temat: Re: Nihil verum, omnia licita {Evie&Ezio} Wto Paź 09, 2018 9:29 am | |
| Nie zamierzała dać się zaskakiwać tajemniczym przybyszom, którzy najwyraźniej tak jak ona zagubili się w czasie, zapewne przez Fragmenty Edenu, a może samą Junonę, która mimo bycia bóstwem, nadal była nastawiona zdumiewająco antagonistycznie do ludzkości. Chociaż...może Evie ją odrobinę rozumiała. Jakby nie patrzeć, sama była częścią społeczeństwa, widziała wokoło siebie jawną niesprawiedliwość, jaką inni przedstawiciele rasy ludzkiej uważali za naturalną. W końcu, sam Jacob już dawno to zauważył. Gdzie jest sprawiedliwość, jeśli okradanie bogatych to zbrodniach a biednych to tylko kapitalizm? Oni byli aby walczyć w imię uciskanej ludzkości, by stanąć na czele rewolucji mającej zapewnić bezpieczeństwo i warunki bytowe XIX-wiecznej, wykorzystywanej przez ciemiężycieli ubogiej ludzkości Londynu. Nie wypełniła swojej misji. Żadnej z nich. Nie uratowała ludzi, nie zdobyła Fragmentu Edenu...nawet nie ocaliła brata, chociaż obiecała mu, że zawsze będzie w jego pobliżu. Zostawiła go... Gdzieś i kiedyś. Nie miała pojęcia gdzie jest, wszystko wydawało się zbyt wielkie, zbyt śliskie, zbyt ostre. Jakby cała rzeczywistość składała się ze sztywnych, twardych krawędzi, które mogą okazać się śmiertelne nawet dla drapieżnych, dumnych ptaków jakimi są orły, towarzyszące asasynom, reprezentujące wolność. Podobno wolności nie da się zamknąć, ale w tym miejscu, wśród dużych, ciągnących się aż po horyzont budynków nie miała już takiej pewności. Wolności nie można zamknąć, ale można ją przerobić na iluzję. Iluzję, za którą podąży ludzkość, jak owieczki na rzeź... - Nie wydaje mi się, aby była taka możliwość, sir. - Odpowiedziała mu zaraz, nie kryjąc silnego brytyjskiego akcentu zanim schowała pistolet. Zawsze miała przecież dostęp do ukrytego ostrza, chociaż zmysł orła podpowiadał, że mężczyzna nie ma żadnych złych intencji. Nie był na pewno Templariuszem. Chwilę zajęło jej skojarzenie stroju, który jednak był w pewien sposób specyficzny i charakterystyczny. Uśmiechnęła się zaraz nieco krzywo, zupełnie nie jak na damę przystało. - Widziałam już ten strój. W teatrze Alhambra, na jednym z plakatów. Czyżbym miała do czynienia z gwiazdą? Najmocniej przepraszam za brak mojego należytego szacunku. - Spojrzała na niego, prostując się odruchowo, obserwując go ciągle przenikliwie spod ciemnego kaptura. Nie była w stanie zaufać mu w ogóle, nie mówiąc o spuszczaniu wzroku z kogoś, kto mógł okazać się niebezpieczny. Nieszczególnie miała teraz ochotę na budowanie sylwetki twardej kobiety, pokazującej mężczyźnie gdzie jego miejsce. Nieszczególnie też miała na to czas, który nie był nigdy sprzymierzeńcem bractwa asasynów, nieważne o jakich czasach mowa. - Co to za miejsce? - zapytała wreszcie, uznając, że może to być istotne, a tajemniczy jegomość prawdopodobnie jest w posiadaniu potrzebnych jej informacji. Potrzebnych aby wrócić do siebie, do Londynu, gdzie zostawiła brata. Młodszego tylko o cztery minuty ale jednak młodszego. Jej obowiązkiem było go chronić i powstrzymywać przed zrobieniem totalnych głupot, z których mógłby nie wyjść cało. Nie mogła go chronić siedząc tutaj, nie mając możliwości zrobienia czegokolwiek w tym świecie szkła i stali...oraz pędzącego na złamanie karku życia, które widziała tam, hen daleko w dole, gdzie mogła się spodziewać, że betonowa pustynia nie zapewni pomyślnego lądowania. Z drugiej strony... To w końcu skok wiary. Wystarczyło uwierzyć. |
| | | Francis Bonnefoy
Liczba postów : 19 Join date : 14/10/2017
| Temat: Re: Nihil verum, omnia licita {Evie&Ezio} Wto Paź 09, 2018 2:07 pm | |
| Gdyby tylko wiedział, że jest i sama skrytobójczynią, to bynajmniej nie dziwiłby się takim odruchom. W końcu sam także nie dałby się zaskoczyć komuś… komukolwiek. Kto wie, czy by i biedny Leonardo nie oberwał gdyby postanowił zakraść się do niego od tyłu. Ale na razie nie było jak tego sprawdzić, bo obaj mężczyźni byli teraz w dwóch zupełnie różnych światach. Chociaż szczerze pragnął, aby to on był już u wrót nieba aniżeli jego przyjaciel. Nie żeby zależało mu na śmierci, skoro jeszcze nie dokonał swojej zemsty, ale nie chciał także tracić innych osób, które traktował jak najbliższych. Jednak wielce prawdopodobne, że może Leonardo wiedziałby co się dzieje dookoła i znał jakiś sposób na powrót do Wenecji? Był mądry i na pewno znalazłby jakieś urządzenie! Na razie jednak musiał być sam, a właściwie z pewną niewiastą, która uprzejmie jednak postanowiła schować broń. Chociaż sam wątpił, by jej słowa miały być trafione. W końcu dla niego nadal była.. No, dziewczyną. A on wyszkolonym, w miarę, zabójcą. No ale jakoś niekoniecznie śpieszyło mu się ją zabijać, bo a nuż miałaby ona jakieś pomocne informacje? Nie wyczuwał od niej złych intencji, więc może nawet będą mogli współpracować skoro oboje wyglądają na zagubionych? A współpraca z ładną dziewczyną była mu jak najbardziej na rękę! - Gwiazdą? – zmarszczył brwi zastanawiając się, o cóż może jej chodzić, ale po chwili… Nie, nadal nic nie miał. Kojarzył czym jest teatr, ale jakoś reszta rzeczy mu umykała. Nie żeby przeszkadzała mu sława! Jak najbardziej podobało mu się być powszechnie rozpoznawalnym, chociaż niekoniecznie przez strażników. Nie miał jednak czasu się nad tym zastanawiać. I nie czuł się jakoś zbyt komfortowo nadal lustrowany przez towarzyszkę, co mógł wyczuć. A skoro jego twarz w większości była zasłonięta kapturem, to spodziewał się, że nie docenia jego ponadprzeciętnej urody. Ale jakoś trudno mu było zwrócić jej uwagę, bo sam się w nią uważnie wpatrywał. Chociaż dobra, on już zdecydowanie podziwiał jej walory estetyczne. A przynajmniej bardzo dobrze zbudowane zgrabne ciało. - Ajajajaj… - pokręcił głową słysząc jej pytanie. Niestety, ale to nie było to, co sam chciał usłyszeć. – Myślałem, donna, że ty mi powiesz. – odparł szczerze nie znając odpowiedzi na jej pytanie i sam nieco się zasępił. Spodziewał się prostego rozwiązania. Że skoro ją znalazł, to ona na pewno znajdzie drogę do domu i potem już sam spróbuje znaleźć przyjaciela po tym całym wypadku na wodzie. Niestety, nie było tak prosto. Oboje byli zatem zamknięci w obcym świecie, z dala od tego co znali. A sam czuł się jeszcze bardziej nieswojo w tym wszystkim. Renesans nie był pochłonięty metalem i stalą, a tutaj wszystko było takie… Nawet nie umiał tego ocenić. - Ale wiem na pewno, że to nie Wenecja ani Florencja. – odparł żartobliwym tonem i odwrócił od niej wzrok na krajobraz za nią. Wszystko wydawało się na swój sposób przerażające. A przecież był młodzieńcem, który nie bał się już niczego. Zaraz jednak palną się w czoło, czym pewnie nieźle wprowadził ją w konsternacje. Chociaż na pewno nie było to tak złe, jak kiedy postanowił wyciągnąć ku niej dłoń. - Scusa! Gdzie moje maniery? Jestem Ezio Auditore. A ty, bella, jak się zwiesz? |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Nihil verum, omnia licita {Evie&Ezio} | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|