IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Guten Tag, I'm here to ruin your life

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Gilbert Beilschmidt
Gilbert Beilschmidt


Liczba postów : 23
Join date : 12/10/2017
Skąd : Z twojego mokrego snu

Guten Tag, I'm here to ruin your life Empty
PisanieTemat: Guten Tag, I'm here to ruin your life   Guten Tag, I'm here to ruin your life EmptyNie Lis 12, 2017 1:37 am

“What doesn’t kill me should have tried harder.”

Guten Tag, I'm here to ruin your life Gilberttp_qreshss
Metryka:

Imię/Imiona i Nazwisko: Gilbert Beilschmidt
Płeć: Mężczyzna
Wiek i data narodzenia: Proces starzenia zatrzymał się w 30 roku życia, wiek rzeczywisty: 99 (Data urodzenia: 12 stycznia 1915)
Pochodzenie: Königsberg (Królewiec), Prusy Wschodnie, ówczesne Cesarstwo Niemieckie
Rasa: Wampir
Profesja: Agent Hydry; dawniej członek Waffen-SS
Wzrost: 1,83 m
Waga: 80 kg
Pseudonim/Tajna Tożsamość: Brak, choć na początku kariery w SS przylgnęło do niego niechlubne przezwisko Ratte (szczur). W razie potrzeby używał fałszywego imienia i nazwiska.
Jawność tożsamości: Znana Hydrze; znajduje się w części dokumentów wojennych, choć większość z nich przepadła.
Przynależność: Hydra

Słabości:
Bez użycia odpowiednich serum nie może wystawiać się na działanie naturalnego światła słonecznego, którego działanie jest dla niego śmiertelne. Już krótkotrwały kontakt z nim kończy się poważnymi, bolesnymi poparzeniami, które goją się bardzo długo nawet mimo przyspieszonej regeneracji.
Kolejną słabością gatunkową jest potrzeba spożywania odpowiednio wysokiej ilości krwi. Jeśli nie pożywi się przez zbyt długi czas zaczyna słabnąć i się starzeć, w skrajnym przypadku może nawet umrzeć (tym razem na dobre) z głodu. Oczywiście, wymagana ilość spożytej krwi zależna jest od tego, jak bardzo był zmęczony, czy został ranny i tym podobne.
Po zbyt długim czasie bez pożywienia się krwią zaczyna dziczeć; dosłownie. Traci kontrolę nad instynktami, potrzebami i samym sobą w ogóle, zupełnie wyłączając resztki zdrowego rozsądku i ostrożności na rzecz przemożnego pragnienia krwi.
Śmiertelne okaże się dla niego spożycie krwi innego wampira. Niebezpieczna (lub również zabójcza) może być także krew mutanta, choć nie zawsze, tylko jeśli została ona zmodyfikowana przez mutację w specyficzny sposób, choćby w truciznę, a także krew radioaktywna.
Niebezpieczne lub przynajmniej uciążliwie są symbole religijne, szczególnie związane z religią chrześcijańską, w którą “za życia” wierzył. Nie zabiją go, ale mogą osłabić lub rozproszyć jego uwagę. No i syczy na wodę święconą.
Obrażenie otrzymane zwykłą bronią nie robią na nim wielkiego wrażenia, jednak inaczej ma się sprawa w przypadku srebra. Rany po nim są paskudne i, podobnie jak w przypadku działania słońca, długo się goją. Za pomocą srebra można go też skutecznie wysłać “na tamten świat”. Zadziała także kołek, czy cokolwiek wbitego w serce, oraz dekapitacja i porzucenie odciętej głowy daleko od reszty ciała.
Zranić lub nawet zabić można go za pomocą magii i odpowiednich zaklęć, choć nie są one łatwe; jednak, wraz z jego złamaniem, przerwaniem, Gilbert wróciłby do życia.
Nie wejdzie do czyjegoś domu lub mieszkania bez zaproszenia, jak każdy wampir mając przed tym dziwne opory. Żeby pofatygował się do środka należy mu to uprzednio zaproponować. Oczywiście, ograniczenie nie dotyczy wszelkich budynków użyteczności publicznej, do których dostanie się bez problemu.
Żeby przemieścić się na odległość dalszą niż 100 mil od miejsca urodzenia, musi nosić przy sobie przynajmniej funt ziemi z rodzinnych stron.
Zapach czosnku potrafi być rozpraszający.

Przerośnięte ego i tendencja do popadania w swoisty narcyzm wraz z przesadną pewnością siebie mogą okazać się dla niego zgubne. Po wojnie trochę się rozbestwił i często zdarza mu się uważać za nieomylnego i umniejszać własne winy.
Bezpośredni, uszczypliwy, zdumiewająco bezczelny - jak na Niemca z zaskakującym trudem przychodzi mu trzymanie języka za zębami i stosowanie zdroworozsądkowego podejścia. Często mówi po prostu co mu ślina na język przyniesie, nie szczędząc w słowach i epitetach. Szacunkiem wykazuje się wyłącznie w stosunku do swojego szefa.
Jest przesadnie ciekawski, niemal w dziecięcy sposób. O ile w armii potrafił się powstrzymywać (podczas pobytu w armii w ogóle był innym człowiekiem), o tyle wraz z zakończeniem II wojny światowej obudziły się w nim ukryte instynkty i potrzeba zdobywania wiedzy i informacji o wszystkim. Często angażuje się w cudze życie, wtrąca się lub ryzykuje tylko po to, by “zobaczyć efekty”.
Ma wyraźną słabość do alkoholu i tendencję do popadania w uzależnienie od innych używek. Wprawdzie jego organizm obecnie odporniejszy jest na ich działanie, ale już samo chroniczne przesadzanie z nimi może być niebezpieczne, szczególnie że Gilbert, oczywiście, zdaje się nie widzieć problemu.
Dawniej silnie uzależniony był też od morfiny i do tej pory sam jej zapach doprowadza go na skraj wytrzymałości psychicznej. Obecnie nawet nie byłaby mu specjalnie potrzebna, ale i tak ledwo powstrzymuje się przed powrotem do nałogu.
Uwielbia kobiety i ich towarzystwo. Nie daje im się może wykorzystywać na prawo i lewo (nie jest na tyle naiwny), ale czasem nagina dla nich zasady. No i po prostu… je lubi. Warto też wspomnieć o jego kompletnym braku umiejętności zbudowania dłuższej, zdrowej relacji (czego się spodziewać po byłym naziście?), więc zawsze kończy się to na przelotnym romansie lub jednorazowym spędzeniu wspólnej nocy.
Brat, a raczej - jego wspomnienie. W pewnym sensie czuje się winny jego śmierci i w kółko, od kilkudziesięciu lat, czuje żal do siebie, że nie mógł go ochronić, czy przynajmniej być przy nim. To jedna z niewielu tych rzeczy z przeszłości, które wciąż go prześladują. Jest na tym punkcie wręcz paranoicznie, przesadnie wrażliwy.

Fizjonomia: Proces starzenia się u Gilberta zatrzymał się wprawdzie na trzydziestym roku życia, jednak spokojnie można by mu dać ledwo dwadzieścia parę (nawet, jeśli na karku ma już niemal setkę). Trudy wojny wprawdzie odcisnęły na nim piętno, ale efekt ten zminimalizował się wraz z przemianą w wampira, pozostawiając Niemcowi twarz młodą i świeżą oraz niewątpliwie przystojną. Został na niej nawet jakiś blady ślad chłopięcego entuzjazmu, przez co Gilbert nie wygląda na pierwszy rzut oka jak doskonały, stereotypowy wizerunek nazisty-potwora. W każdym razie dopóki nie chce tak wyglądać.
Jest dość wysoki, mierząc sobie całe metr osiemdziesiąt (z drobną nadwyżką, jeśli doliczyć do tego sterczące włosy), i raczej smukły, o bardziej atletycznej budowie ciała, niż przesadnie szerokich barkach i muskularnej postawie. Dba jednak o formę, więc ma wyraźnie zarysowane mięśnie, sprawiając… ogólnie dobre wrażenie wizualne (co często wykorzystuje na swoją korzyść). Ma silne, męskie dłonie, noszące ślady pracy, tak w życiu, jak i w wojsku; pewnie nieraz pięścią zostawił komuś bolesny ślad, co stwierdzić można zresztą po nieco nierównych knykciach lewej ręki, wyraźnie kiedyś już złamanych. Ma także nieco krzywą przegrodę nosową, z jakiego powodu - można się już domyślić.
Przede wszystkim należy jednak wspomnieć o cesze dla Gilberta charakterystycznej - niedoborze melaniny. Przez to jego karnacja jest bardzo jasna, blada i pozbawiona wszelkich znamion; znalazłoby się za to parę blizn. Nie ma również pigmentu odpowiedzialnego za kolor włosów, są więc one platynowo-blond, właściwie - niemal białe. Najczęściej znajdują się w lekkim nieładzie, z racji że Gilbert lata temu odszedł od standardowego kanonu niemieckiej, idealnie ułożonej fryzury. Obcięty jest dość krótko, typowo praktycznie. Na szczególną uwagę w kwestii wyglądu zasługują jednak oczy, prawdopodobnie najbardziej przyciągający uwagę element jego wyglądu: tęczówki mają bowiem niezwykłą, czerwoną barwę, co również powiązane jest z niedoborem melaniny. Gilbert samym ich spojrzeniem zdaje się czytać z człowieka jak z otwartej księgi, wwiercać się do dna duszy i hipnotyzować - przy czym ostatnie ciężko nazwać przesadzonym, gdy spojrzy się na moce, którymi dysponują wampiry.

Cechy Charakteru: Nie jest chodzącym stereotypem Niemca i nigdy nie był. Właściwie pod wieloma względami jest jego kompletnym przeciwieństwem - w trakcie wojny był nieco bardziej ułożony i posłuszny, ale wystarczyło kilka, może kilkanaście lat po jej zakończeniu, żeby niemal całkowicie wyzbył się hamulców.
W większości przypadków bywa impulsywny. Wprawdzie potrafi myśleć zdroworozsądkowo, ale zwykle kieruje się przeczuciem, instynktem albo emocjami, niekoniecznie zawsze myśląc o konsekwencjach. Ciężko byłoby go jednak z tego powodu nazwać głupim - zwyczajnie jest narwany i często kieruje się własnymi emocjami i odczuciami. Bywa także agresywny, choć nie łatwo go sprowokować - większość uwag i uszczypliwych komentarzy puszcza mimo uszu, nie przywiązując do nich wielkiej wagi, jednak, gdy uderzy się w odpowiedni punkt, można solidnie wytrącić go z równowagi. Mimo to, w określonych, naprawdę poważnych sytuacjach, potrafi nad sobą panować, wyłączyć emocje, i stać się zimnokrwistą maszyną o sercu z kamienia. Blokuje wówczas w sobie jakiekolwiek uczucia, resztki sumienia i empatii, i skupia się tylko i wyłącznie na wykonaniu zadania.
Do teraz zdarzają mu się niespodziewane napady agresji. Trudno powiedzieć, czy związane są z konsekwencjami zmiany w wampira, czy z wojenną traumą; być może oba naraz. Wówczas traci kontrolę nad sobą i wpada w dziwny amok, kierując się albo szalejącymi emocjami, albo, wręcz przeciwnie - wyuczonym modelem postępowania, dusząc gniew w sobie. Często zdarza mu się wyładowywać na innych - czy psychicznie, czy fizycznie, i nie do końca potrafi to w sobie opanować. Nie zawsze zresztą chce, bo bywa że… po prostu sprawia mu to przyjemność. Gilbertowi niedaleko do sadysty, choćby z przyzwyczajenia.
Zdarza mu się lekceważyć zagrożenie i niebezpieczeństwo, bywa zbyt brawurowy i przekonany o własnej niezniszczalności. Potrafi działać przemyślanie i planować, oczywiście, po prostu zwykle wszystko robi “po swojemu”, improwizując, przygotowując się tylko częściowo lub prawie wcale. Choć w przypadku poważniejszych zadań zleconych przez Hydrę zwykle wykazuje się nieco większą dawką rozsądku. Jest naprawdę doświadczonym, wyćwiczonym żołnierzem, z tym że przekonanym o swojej racji i nieomylności. Winę za to ponosi przerośnięte ego i zbyt duża duma, nieraz wpędzające go w kłopoty.
Gilbert jest też książkową definicją egoisty. Przede wszystkim skupia się na swojej wygodzie i sukcesie, dopiero w drugiej kolejności myśląc o innych - nie ma raczej osób, których dobro stawiałby nad swoim własnym (co najwyżej na równi). Nieczęsto zdarza mu się przejmować innymi ludźmi czy dbać o nich, częściowo także dlatego, że Gilbert nie chce - i nawet przestaje potrafić - się przywiązywać. Ma świadomość swojej długowieczności, i większość jego relacji jest bardzo przelotna i nie opiera się na żadnych głębszych odczuciach; zresztą, ciężko żyje się w zgodzie z egoistą i dupkiem. Bo tej drugiej cechy również nie można mu odmówić. Uszczypliwy, złośliwy, nierzadko wręcz podły bez konkretnego powodu. Nie zna granic, przesadza, mówi za dużo i absolutnie nie potrafi się zamknąć. Jest wygadany i niewyobrażalnie bezczelny, a często także szczery do bólu. Do większości osób kompletnie nie ma szacunku i respektu, traktuje je tylko jako krótkie epizody życia, pionki na planszy. W zasadzie na palcach jednej ręki można policzyć ludzi, którzy zasłużyli na jego poważanie.
Patrząc na całokształt jego charakteru można zacząć poważnie się zastanawiać, co Gilbert w ogóle robił w armii na dość wysokim stanowisku - rzecz w tym, że było to całe lata temu. Beilschmidt nie tyle całkowicie się od tego czasu zmienił, co zwyczajnie przestał się ograniczać i dostosowywać, nie miał takiej potrzeby dopasowania do zasad. Jego przynależność do Hydry nie wzięła się jednak znikąd. Wbrew pozorom jest doskonałym, sprawnym żołnierzem, który doskonale wie, co robi. Wyszkolony, wyuczony do posłuszeństwa, względem szefa - wierny jak pies, gotów do wykonania praktycznie każdego zadania bez mrugnięcia okiem. Przez trudny charakter ciężko zdobyć jego szacunek, ale dla osób, którym się to udało, jest niemal bezgranicznie oddany - choć zwykle nie bywa przesadnie wierny. Nie szuka przyjaciół, a sojuszników, zaś sojusze mają to do siebie, że często się rozsypują i z czasem przestają być opłacalne (i bezpieczne). Gilbert ma bardzo praktyczne, proste podejście do życia: koniec końców, jest przecież żołnierzem, Niemcem. Pomimo jego impulsywności i narwania i wielu rzeczy, które można mu zarzucić, nie sposób zaprzeczyć, że gdy już za coś się bierze, gdy ma coś do wykonania - po prostu to zrobi. Najlepiej jak potrafi, z prawdziwą niemiecką precyzją. W pewnych kwestiach wychodzi z niego perfekcjonista.
Dobry z niego aktor. Ekspert w udawaniu, kłamaniu, odgrywania miliona różnych ról przy różnych okazjach. Potrafi także świetnie grać na cudzych emocjach, wzbudzać poczucie winy, współczucie albo przekonywać do własnych racji; całkiem niezły z niego manipulant, w dodatku niewątpliwie charyzmatyczny i pełen dziwnego (makabrycznego) uroku.
Beilschmidt jest osobliwym zlepkiem przeciwieństw, wielu kłopotliwych wad i kilku kluczowych zalet. Całe dziesięciolecia ciągnie się za nim ślad traumy wojennej, ciche echo wyrzutów sumienia i postrzępione resztki sumienia i wspomnień; Gilbert na pewno nie jest dobrym człowiekiem (szczególnie, że nawet nie jest człowiekiem), ale nie jest też definicją potwora - choć często nim bywa. Po prostu dawno temu się pogubił i już nie znalazł, a teraz nie ma to dla niego żadnego znaczenia.

Akta Biograficzne:
12 stycznia roku 1915.
Gilbert miał niewątpliwego pecha, znalazłszy się na tym padole łez i rozpaczy świeżo po wybuchu I wojny światowej. Matka nieszczęśliwie zaszła w ciążę zaraz przed jej rozpoczęciem, wraz z którym z domu zniknął jej mąż, odbywający służbę wojskową w armii niemieckiej. Sam Gilbert nie odczuł wojny tak mocno: jako dziecko niekoniecznie do końca świadom był otaczającej go ponurej rzeczywistości, a nieobecności rodzica nie miał do czego porównać, będąc oswojonym z myślą życia wyłącznie z matką.
Ojciec, Otto, wrócił jednak do domu w roku 1918, wraz z zakończeniem wojny. Przegrany, ranny, bez pieniędzy i perspektyw - jak większość Niemców w tamtym roku, nietrudno się więc domyślić, że atmosfera w domu nie należała do najprzyjemniejszych. Starszy Beilschmidt nieszczególnie optymistycznie przyjął zresztą fakt, że jego syn przypomina wynaturzenie; w końcu początkiem wieku dwudziestego w Europie wszelkie odstępstwa od normy nie były specjalnie mile widziane, a Gilbert niekoniecznie wyglądał jak stereotyp Niemca, czy… w ogóle typowy mieszkaniec Starego Kontynentu. Przez pewien czas Otto oskarżał nawet żonę o zdradę, przez co tym bardziej Bogu ducha winne dziecko nie miało najlepszego startu w relacji z ojcem. Dodatkowo cierpiał on na coś w rodzaju traumy powojennej, którą zdarzało mu się w ciągu następnych lat wyładowywać na Gilbercie.
W roku 1920, cała rodzina przeniosła się do Monachium; zasadniczo ze względu na poglądy ojca, który - podobnie jak wielu innych weteranów I wojny światowej - wstąpił do partii NSDAP. Tego samego roku na świat przyszedł także jego drugi syn - Ludwig, który szybko stał się oczkiem w głowie starszego brata.
Żona niekoniecznie była optymistycznie nastawiona do radykalizmu męża, który szybko zaangażował się w politykę partii i popierał ideologię nazistowską. Niewiele miała jednak w tej sprawie do powiedzenia, nie mogąc mierzyć się z rosnącym fanatyzmem Otto, który w Hitlerze widział nadzieję dla skrzywdzonego niesprawiedliwością, jak mu się wydawało, narodu niemieckiego. Zresztą w 1926 kobieta zmarła na gruźlicę, a wraz z jej śmiercią zniknęły jakiekolwiek hamulce Otto… i ostatni zdroworozsądkowy czynnik w życiu Gilberta.
Po śmierci matki to na Gilberta spadł obowiązek zajęcia się młodszym bratem, jako że ojciec zajęty był innymi sprawami. Sam jedenastoletni wówczas chłopiec - głównie po to, by ojcu zaimponować - wstąpił do Hitlerjugend.
Już w 1934 roku przyłączył się do oddziału bojowego SS, Verfügungstruppe, nie bez pomocy i wstawiennictwa ojca, którego dobre słowo (jako człowieka ze względu na swoje zaangażowanie i służbę szanowanego i dość znanego) mu to umożliwiło. Była to jedna z tych niewielu rzeczy, o które nie musiał się ojca prosić. Przez swój specyficzny wygląd, będący w tamtych latach cechą niespecjalnie pożądaną, Beilschmidt początkowo nie miał tam łatwego życia. Na długi czas przylgnęło do niego obraźliwe przezwisko “Szczur” czy kilka innych niechlubnych określeń, które musiał cierpliwie znosić - i znosił, nie mając wielkiego wyboru.
Swój udział w machinie bojowej III Rzeszy miał także Ludwig, który zaczął służbę w Wehrmachcie - trochę na przekór Gilbertowi, jak on sam podejrzewał. Nigdy jednak nie negował decyzji brata, choć (wyuczony i z ciągłą potrzebą pilnowania go) wolałby mieć go przy sobie.
Wraz z wybuchem II wojny światowej Gilbert służył już w oddziałach zbrojnych Waffen-SS, biorąc udział w kampanii wrześniowej. Mimo początkowo niezbyt dobrej opinii i trudności ze zdobyciem szacunku, całkiem szybko zaczął piąć się po drabinie hierarchii wojskowej. W międzyczasie miał nawet niewątpliwy zaszczyt spotkania największego narzędzia propagandowego Trzeciej Rzeszy, Red Skulla we własnej osobie.
Na jego zaangażowanie nakładała się zarówno ciągła chęć imponowania ojcu, jak i próby udowodnienia czegoś tak jemu, jak i samemu sobie i wszystkim wokół. Z czasem - po prostu przyzwyczajenie, wyuczony model zachowań, a Gilbertowi nic nie stało na przeszkodzie. Z człowieka łatwo stać się potworem.
W 1942 roku do Gilberta dotarła wiadomość o śmierci ojca, który zginął we Francji w okolicznościach, których nigdy później nie dane było mu poznać. Tym sposobem stracił swoją “taryfę ubezpieczeniową”, osobę, która mogłaby ochraniać mu plecy i dbać o pozycję - z tym, że w tym okresie pomoc tego rodzaju nie była mu już potrzebna. Śmierć ojca rozważał właściwie wyłącznie czysto praktycznie, wyłączając jakiekolwiek emocjonalne odczucia. Z jego życia zniknął człowiek, któremu przez cały ten czas usilnie próbował zaimponować - i choć nie można powiedzieć, że to wydarzenie w ogóle go nie poruszyło, sprawiło przynajmniej, że poczuł się odrobinę bardziej wolny. Nie zmieniło to jednak wiele, jako że z obranej przez niego ścieżki nie było już odwrotu. Żył więc dalej, tak po prostu.
Znacznie bardziej wstrząsnęła nim wiadomość, którą otrzymał rok później - tym razem informująca o śmierci brata, który zginął pod Leningradem. Gilbert popadł wówczas w czarną rozpacz, przeżywając to boleśniej nawet od śmierci matki; po raz pierwszy od dawna zaczęły zżerać go wyrzuty sumienia, że nie mógł przy nim być i uchronić go przed takim końcem. Jednak, zamiast się załamywać, z tym większym zaangażowaniem zajął się swoimi obowiązkami, przelewając poczucie winy, żal i smutek w wyjątkowe, nieludzkie okrucieństwo, szczególnie względem sowieckich żołnierzy. Na jego karierze wojskowej odbiło się to bardzo dobrze, na psychice - już nieco gorzej, choć jego bestialstwo bynajmniej nie wiązało się już z przesadnym oddaniem ideologii. Było czyste, wyuczone, i potrzebne do wyżycia się, wyrzucenia z siebie emocji, poradzenia sobie z traumą. Gdzieś po drodze miał wątpliwą przyjemność zapoznania pewnego Francuza o imieniu Francis, który boleśnie ugodził jego dumę na całe następne lata.
W przerwach między umykaniem śmierci, znalazł sobie kochankę z Węgier, którą zainteresował się głównie ze względu na to, że po prostu… była ładna, a on potrzebował odskoczni. O dziwo, udało mu się w ten “związek”, przynajmniej po części, zaangażować emocjonalnie. Tym boleśniejsze była jej zdrada w ‘45: Gilbert, mimo początkowego oddania ideologii nazistowskiej, już początkiem ostatniego roku wojny - gdy przegrana III Rzeszy wydawała mu się kwestią czasu - sprawnie ewakuował się z frontu, planując ucieczkę. U kochanki szukał chwilowego schronienia, tymczasem swoje naiwne zaufanie niemal przypłacił życiem, gdy próbowała go zabić. Uniknął jednak śmierci jak wiele razy wcześniej. Zamiast tego sam w afekcie, w ramach zemsty, zmasakrował jej twarz (nie dopuszczając się jednak morderstwa) i razem z przyjacielem Antonio, poznanym wcześniej we Francji, uciekł do Ameryki Południowej, a konkretnie - do Argentyny. Zaszczuty jak zwierzę wszędzie widział wrogów i zagrożenie, zresztą, nie zawsze niesłusznie. A któregoś wyjątkowo paskudnego wieczora, uciekając przed służbami (albo własną paranoją) znalazł się nie tam gdzie trzeba. Zwykły przypadek, bycie w złym miejscu o złym czasie sprawił, że wpadł prosto pod kły głodnego wampira - i sam został zarażony wampiryzmem, ledwo wychodząc z tego spotkania żywo.
Choć właściwie żywy już nie był.
Kompletnie zniknął z życia w społeczeństwie na kilkanaście miesięcy, nie potrafiąc poradzić sobie z instynktami i zezwierzęceniem. Sporo czasu zajęło mu poznanie i opanowanie umiejętności na tyle, by mógł z powrotem zacząć względnie normalnie funkcjonować - przynajmniej jak na normy dla wampira. Przez kilka następnych lat zajmował się głównie morderstwami na zamówienie, ewentualnie kradzieżami, jeśli potrzebował pieniędzy. I choć taka wolność po latach bycia co rusz komuś podległym wydawała się przyjemna, Gilbert nie potrafił do końca się do tego dostosować.
I wtedy, w 1958, wstąpił do Hydry. Miał ku temu wiele powodów i żadnym z nich nie było kotłujące się w głowie wspomnienie nazizmu - który Gilbert wypruł z siebie niemal całkowicie. Od tamtej pory wiernie (i mniej lub bardziej posłusznie) służy organizacji, po prostu “żyjąc” swoim życiem.



Potencjał Bojowy:

Siła: 3/4/7 // Aktualnie do 5 ton, w teorii możliwość do 10
Szybkość: 4/4/10 // Aktualnie około 60 km/h, niewielkie możliwości rozwoju
Zręczność: 6/6/6
Wytrzymałość: 4/4/8
Zdolności Bojowe: 5/6/6
Regeneracja: 6/6/8 // W przypadku srebra normalna
Celność: 5/6/6
Inteligencja: 3/3/5



Wyposażenie:

Broń: Granaty DM 51, pistolet maszynowy HK MP5, Walther PP, Walther P38, HK USP, nóż szturmowy i kordzik (oba wiekowe, jeszcze z czasów SS); trochę by się tego znalazło.

Pancerz: Brak.

Plecak/Ekwipunek Podręczny: Najczęściej dwie sztuki mniejszej broni palnej i nóż, na wszelki wypadek; trochę serum umożliwiającego funkcjonowanie w ciągu dnia (nawet jeśli łazi po nocy, nigdy nie wiadomo), zapalniczka, czasem papierosy, woreczek z ziemią z Królewca, różne pierdoły tego typu.

Przechowalnia: Głównie cała reszta broni, która akurat mogłaby mu się przydać, zapas serum wymienionego punkt wyżej. Co innego szczególnego miałby posiadać wampir?

Lokum: Wszędzie. Niemal dosłownie, bo regularnie zmienia miejsce zamieszkania, ale najczęściej czai się czy to w Nowym Jorku czy Waszyngtonie. Gilbert często kręci się w miejscach spokojniejszych, nie w samym centrum, zachowując jakieś absolutne minimum ostrożności (przynajmniej jeśli chodzi o czas odpoczynku). Zwykle tak jest mu zwyczajnie wygodniej.

Środek Transportu (jeśli dotyczy): Zależy co się trafi i czego potrzebuje, o ile potrzebuje, oczywiście. Dostosowuje się do sytuacji.

Pieniądze: Hydra płaci, Gilbert bierze. Hydra płaci mniej niż chciałby Gilbert, Gilbert znajduje własne źródło dochodu. Raczej nie zdarza mu się narzekać.



Moce:

Długowieczne - jak każdy wampir, Gilbert odporny jest na skutki starzenia się (wiek fizyczny zatrzymał się u niego na trzydziestym roku życia) oraz wszelkiego rodzaju dotykające ludzi choroby, przynajmniej tak długo, jak regularnie spożywa krew; w przypadku gdy przez pewien czas "będzie na głodzie" zacznie z powrotem się starzeć, jednak proces cofa się wraz z kolejnym posileniem się krwią.

Kły - długie, ostre i bardzo niebezpieczne. W trakcie ugryzienia do krwi ofiary najczęściej wstrzykiwane jest coś w rodzaju jadu; w niewielkiej ilości jest niegroźny (przynajmniej dopóki nie wykorzystuje się negatywnych skutków jego działania w ludzkim organizmie), jednak w przypadku, gdy w krwiobiegu znajdzie się go zbyt dużo, dochodzi do zgonu i zarażenia ugryzionego wampiryzmem.

Nadludzka siła, szybkość i wytrzymałość - jest w stanie unieść więcej niż najsilniejszy z ludzi, biec szybciej niż najszybszy z nich i znieść więcej niż najwytrzymalszy. Nie jest być może najsilniejszym z wampirów, ale z całą pewnością jego zakres przerasta ten jakiegokolwiek zwykłego człowieka. Lepiej znosi także trudne warunki (z wyjątkiem słońca…), a trucizny czy używki są szybciej i skuteczniej neutralizowane przez jego organizm.

Nadludzka zręczność - dzięki niej znacznie lepiej utrzymuje równowagę, posiada lepszą koordynację ruchową i szybszy czas reakcji. Pozwala mu to choćby na zgrabniejsze, a co za tym idzie - cichsze przemieszczanie się, czy skuteczniejsze unikanie ataków.

Nadludzki węch - szczególnie czuły na woń krwi, którą Gilbert wyczuje z bardzo daleka, nawet z odległości kilkudziesięciu-kilkuset metrów (na otwartej przestrzeni). Jego zmysł powonienia ogólnie działa lepiej niż u zwykłych ludzi, pozwalając mu na wyczuwanie znacznie słabszych zapachów i z większej odległości.

Regeneracja - drobne urazy goją się bardzo szybko, złamania na przestrzeni kilku dni. Rzecz jasna, im poważniejsza rana, tym wolniej się leczy, nie jest też w stanie regenerować utraconych narządów czy kończyn. Co ważne, wszelkie obrażenia zadane srebrem goją się w normalnym, ludzkim tempie - a czasem nawet wolniej.

Zmiennokształtność - jak to każdy wampir (a w każdym razie przeważająca ich większość) Gilbert posiada umiejętność zmiany się w nietoperza lub wilka, z zachowaniem oryginalnej, ludzkiej inteligencji. Potrafi również zmienić się w mgłę, choć tylko na krótki czas; każda z tych form ma zresztą swoje ograniczenia czasowe, bo przebywanie w nich na dłuższą metę może być nieco męczące (poza tym Gilbert jakoś lubi swoją oryginalną postać).
>Opanowanie Mocy: 3/5/5

Hipnoza i kontrola umysłu - zwykle do zahipnotyzowania zwykłego człowieka wystarcza mu kilka sekund kontaktu wzrokowego (lub ugryzienie), choć silniejsze umysły, oczywiście, mogą skuteczniej stawiać opór. Po zahipnotyzowaniu ofiara na krótki okres czasu staje się podległa jego woli i poleceniom, zwykle do kilku minut; bywa to dla Gilberta dość męczące, szczególnie w przypadku odporniejszych na tę technikę osób. Oprócz ludzi jest w stanie wpływać także na zwierzęta takie jak szczury, wilki i nietoperze, co jest już znacznie prostsze i nie wyczerpuje tak energii.
>Opanowanie Mocy: 4/5/5
>Zasięg mocy: 2/2/9 // bliska odległość w przypadku hipnozy; kontrola zwierząt do kilkunastu metrów



Umiejętności:

Ma za sobą doskonałe przeszkolenie bojowe i całe dziesiątki lat doświadczenia. Wprawdzie nie jest ekspertem wszystkich wschodnich sztuk walk, ale wie jak bić i gdzie, doskonale zdając sobie sprawę z położenia słabych i wrażliwych punktów w ludzkim organizmie. Jest także wyszkolony w posługiwaniu się bronią palną, od najzwyklejszych pistoletów zacząwszy, przez karabiny (także snajperskie), na wyrzutniach rakiet skończywszy. Daj mu do ręki cokolwiek, z czego da się strzelać, a istnieje spore prawdopodobieństwo, że będzie wiedział jak.
Prócz tego zna się również na broni jako takiej, większości jej rodzajów, modelach i budowie. Potrafi ją rozpoznać, złożyć, konserwować i naprawiać, a nawet złożyć od podstaw posiadając odpowiednie części. Innymi słowy: wie co robi.
Sprawnie posługuje się również nożem. Lepiej nie pchać mu się pod ostrze.
Musztra opanowana na mistrzowskim poziomie… jakkolwiek często zdarza mu się to ignorować, zasady, chwyty, kroki i konfiguracje zna.
Potrafi prowadzić wszelkiego rodzaju pojazdy. Nie wspominając o samochodach i jednośladach, z powodzeniem dałby sobie radę także i z motorówką czy nawet helikopterem. Miał czas nauczyć się chociaż podstaw.
Oprócz ojczystego niemieckiego, idealnie zna także angielski, hiszpański (szczególnie łaciński) i rosyjski. Oprócz tego rozumie francuski i trochę węgierskiego.
Mówi z czystym akcentem angielskim i hiszpańskim, bez problemu może pozbyć się naleciałości akcentu niemieckiego; często jednak tego nie robi, jeśli nie musi z celów praktycznych, zwyczajnie… tak lubiąc. Zdarza mu się również wtrącać pojedyncze zwroty z niemieckiego.
Umie grać na flecie.
Potrafi wyrecytować z pamięci z pięć różnych regulaminów. Oczywiście, po niemiecku. Lepiej nie pytać.



Informacje Dodatkowe:

Ciężko nazwać go w stu procentach albinosem. Ma niedobór melaniny, ale ominęły go poważniejsze skutki związane z tą chorobą, jak nadwrażliwość na światło (w każdym razie zanim został wampirem), czy słaby wzrok. Dzięki temu udało mu się w ogóle dostać do armii i nie zginąć na wstępie.
Jak to u wampirów bywa - nie widać go w lustrze (czy żadnej innej powierzchni odbijającej), ani na zdjęciach czy filmie. Czasem bywa to uciążliwe.
Woreczek z ziemią z Królewca pochodzi jeszcze z czasów przed wojną. Matka zabrała to z sentymentalizmu, a później przekazała Gilbertowi “jako pamiątkę” - która okazała się całkiem przydatna, kiedy został wampirem.
Jest leworęczny, ale nauczył się równie sprawnie wykorzystywać także i prawą dłoń if you know what I mean.
Na wewnętrznej stronie lewego ramienia ma wytatuowane 0, od grupy krwi 0Rh-.
W trakcie wojny pisał listy z bratem. Większość z nich w ciągu lat przepadła lub została zniszczona, ale kilka się zachowało. Gilbert ma je głęboko schowane w zakamarkach aktualnego miejsca zamieszkania.
Często nosi przy sobie także zdjęcie z nim, kiedy obaj byli młodsi. Jest pozaginane, wytarte, w jednym miejscu urwane i trochę zachlapane krwią, naznaczone zębem czasu, ale ma dla Gilberta ogromną wartość.
Ma słabość do wszystkiego co urocze.
Po dziś dzień ma awersję do Rosjan.
Wyjątkowo upodobał sobie okulary przeciwsłoneczne; nawet, jeśli zwykle prowadzi nocny tryb życia, zwyczajnie je lubi. Ponadto drażnią go jaskrawe, jasne światła neonów, więc ich noszenie ma także swoją użyteczną stronę.

Guten Tag, I'm here to ruin your life PPPRUSpng_qxhhepx


Ostatnio zmieniony przez Gilbert Beilschmidt dnia Pon Lis 13, 2017 12:28 am, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry Go down
Scarlet Witch
Scarlet Witch
Baba Jaga

Liczba postów : 259
Join date : 11/12/2016
Skąd : Transia/Sokovia.

Guten Tag, I'm here to ruin your life Empty
PisanieTemat: Re: Guten Tag, I'm here to ruin your life   Guten Tag, I'm here to ruin your life EmptyPon Lis 13, 2017 12:07 am

1. W słabościach brakuje wspomnienia o konieczności noszenia przy sobie garści ziemi (nawet jeśli jest to wspomniane później) oraz kwestia magii.

2. W mocach brakuje wzmianki o długowieczności wampirów.
Powrót do góry Go down
Scarlet Witch
Scarlet Witch
Baba Jaga

Liczba postów : 259
Join date : 11/12/2016
Skąd : Transia/Sokovia.

Guten Tag, I'm here to ruin your life Empty
PisanieTemat: Re: Guten Tag, I'm here to ruin your life   Guten Tag, I'm here to ruin your life EmptyPon Lis 13, 2017 12:30 am

Guten Tag, I'm here to ruin your life 0FiMBUr

Ranga: Anonimowy
Punkty: 0


Proszę o uzupełnienie profilu.
Powrót do góry Go down

Sponsored content



Guten Tag, I'm here to ruin your life Empty
PisanieTemat: Re: Guten Tag, I'm here to ruin your life   Guten Tag, I'm here to ruin your life Empty

Powrót do góry Go down
 
Guten Tag, I'm here to ruin your life
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Sometimes life isn't about need. It's about want.
» [1947] You saved my life once

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Avengers Assemble :: Formalności postaciowe :: Zbiór Kart Postaci :: Zaakceptowane-
Skocz do: