IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 [2004] Nowy Jork

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Gilbert Beilschmidt
Gilbert Beilschmidt


Liczba postów : 23
Join date : 12/10/2017
Skąd : Z twojego mokrego snu

[2004] Nowy Jork  Empty
PisanieTemat: [2004] Nowy Jork    [2004] Nowy Jork  EmptyCzw Lip 19, 2018 8:23 pm

[Nie chce mi się robić opisu lokacji, więc odsyłam do samego posta]

"Typy spod ciemnej gwiazdy" za absolutny kanon neutralnego miejsca spotkań zawsze wybierały sobie jakieś speluny, zaułki, opuszczone hale czy magazyny - i tym razem nie doszło do żadnego wyjątku, choć przedtem wszystko zostało już dokładnie ustalone, dogadane, i dla pewności ustalone jeszcze raz, na wypadek gdyby "całkowita dokładność" nie była wystarczająco dokładna. Teraz pozostało tylko odebrać przesyłkę, uprzejmie się pożegnać i wypełnić swoją część zobowiązania... co może niekoniecznie było Gilbertowi do końca na rękę, biorąc pod uwagę, na czym to zobowiązanie w ogóle miało polegać. Ostatni raz... problem tego typu miał na głowie osiemdziesiąt lat temu, i oo tamtej pory raczej bawił się w zabijanie - czy to na zlecenie "kogo popadnie", czy to, jak teraz, na zlecenie Hydry i swojego wspaniałego szefa - ale oczywiście niespecjalnie miał cokolwiek w tej sprawie do powiedzenia. A przynajmniej posiadał... wymagane minimum doświadczenia praktycznego i, powiedzmy, taktu, żeby być w stanie podejść do zadania tak delikatnego jak to, w przeciwieństwie do większości innych Hydrowców. Cała ta sytuacja wprawdzie nie jawiła mu się w specjalnie ciepłych barwach i nie był wyjątkowo zachwycony, ale nie zamierzał kręcić nosem - posłuszeństwo wobec odgórnych rozkazów mu akurat we krwi zostało w całkiem dużym stężeniu, więc przyjął zadanie. I zamierzał się z niego wywiązać jak najlepiej, nawet jeśli mocno odbiegało od standardu spraw, którymi z reguły się zajmował.
Zatrzymał motocykl przed magazynem i zdjął kask (nie, żeby w ogóle był mu specjalnie potrzebny), dla pewności sprawdzając raz jeszcze broń przy pasie - w końcu nigdy nic nie wiadomo - po czym wszedł do środka. Na szczęście najemnicy mieli również przydatną tendencję do ustalania wszelkich spotkań na pory późnowieczorne lub nocne, jak teraz, dzięki czemu Gilbert był całkowicie w swoim żywiole.
- Guten Abend, panowie - przywitał się krótko, podchodząc bliżej i lustrując uważnie spojrzeniem zebranych. Nie spodziewał się żadnego zagrożenia z ich strony, ale wyuczone odruchy sprawiały, że zachowywał przynajmniej minimum ostrożności. Błysnął krótko krzywym uśmiechem, a jego wzrok na moment ześlizgnął się nieco niżej, na tyle, by zdążył dodać jeszcze krótkie i nieco bardziej uprzejme "i panie". - Wszystko już chyba ustalone?
Naprawdę wolałby nie sterczeć w tym magazynie dłużej niż to absolutnie konieczne, zwłaszcza, że nawet nie było już o czym więcej rozmawiać.
Powrót do góry Go down
Averith
Averith
Strażnik Chatboxa & Inteligencja 3

Liczba postów : 96
Join date : 20/10/2017

[2004] Nowy Jork  Empty
PisanieTemat: Re: [2004] Nowy Jork    [2004] Nowy Jork  EmptyCzw Lip 19, 2018 9:25 pm

”Spakuj tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Pamiętaj, nie jedziesz na wakacje, po powrocie zostaniesz rozliczona.”
W myślach przedrzeźniała swojego mentora, gapiąc się na torbę podróżną leżącą pośród pościeli. Zdążyła włożyć do niej trochę ubrań, jakieś podstawowe kosmetyki, szczoteczkę do zębów, bandaże i kilka plastrów. Znów ją gdzieś odsyłali, ale tym razem oczekiwali jej powrotu. Mentor powiedział, że to jakiś specjalny trening z osobą, która pomoże opanować nietypowe umiejętności dziewczynki, ale Averith nie podchodziła do tego aż tak entuzjastycznie. Spędziła ponad rok w siedzibie najemników, więc wiedziała z czym wiążą się takie szkolenia - dużo krwi, bólu i płaczu.
Tym razem będzie tak samo pomyślała, dopinając torbę.
Chwilę później drzwi do pokoju stanęły otworem, a do środka wszedł wysoki mężczyzna. Szorstkim głosem rozkazał jej wziąć rzeczy i wyjść. Mała posłusznie zarzuciła ciężki bagaż na ramię. Dla dorosłego byłaby to pestka, ale drobniutka jedenastolatka ledwo radziła sobie z wielką torbą. Razem ze swoim mentorem opuścili siedzibę i udali się na miejsce spotkania. Gdy jechali samochodem, Ave oparła czoło o szybę i spoglądała na opustoszałe ulice, walcząc ze zmęczeniem. Cały dzień spędziła na torze przeszkód, nie miała kiedy odpocząć, a bardzo nie chciała zasnąć w drodze. Jedną wieczność później znaleźli się w porzuconym magazynie gdzieś na Bronxie i czekali na mężczyznę, który miał zabrać ją na szkolenie. Dziewczynka stała z nieszczęśliwą miną, marząc o własnym łóżku. Nagle na zewnątrz rozległ się warkot motocykla, a chwilę później zjawił się białowłosy facet, o dziwo przyszedł sam. Mała wymamrotała coś na powitanie i wbiła wzrok w swoje buty, w tym czasie mentor skończył ustalać wszelkie szczegółny, po czym pchnął ją w stronę nowo przybyłego. Włożył w to tyle siły, że Averith potknęła się o swoją torbę i prawie zaryła twarzą w ziemię. Najemnicy zarechotali, rzucając niewybredne komentarze o jej braku gracji i po prostu wyszli, zostawiając ją samą z tym facetem. Miał przerażające, czerwone oczy, w które dziewczyna bała się spojrzeć.
- Czyli to ty masz mnie szkolić? - powiedziała cicho, wciąż siedząc na ziemi.
Powrót do góry Go down
Gilbert Beilschmidt
Gilbert Beilschmidt


Liczba postów : 23
Join date : 12/10/2017
Skąd : Z twojego mokrego snu

[2004] Nowy Jork  Empty
PisanieTemat: Re: [2004] Nowy Jork    [2004] Nowy Jork  EmptySob Lip 21, 2018 2:28 am

Nie potrzebował dodatkowej obstawy, skoro chodziło tylko o prostą czynność odebrania "przesyłki" i zabrania jej do siebie - zwłaszcza że raczej nie podejrzewał, by ktokolwiek z tych najemników był na tyle głupi (jakkolwiek prawdopodobnie nie grzeszyli przesadną inteligencja, no ale nie w jego gestii to oceniać), żeby niespodziewanie próbować rzucać mu się do gardła. Zresztą, sam był jak mini-oddział skompresowany do jednego wiecznie szczerzącego kły wampira, a przez przesadną pewność siebie tym bardziej nie sądził, by miał się czego obawiać - może co najwyżej perspektywy spędzenia najbliższego czasu z niemal-całkowicie-ludzkim dzieckiem, które będzie konieczność karmić czymś innym niż krwią.
Patrzył bez specjalnego przejęcia na rozgrywające się przed nim krótkie przedstawienie; och, no tak, bo przecież najskuteczniejszym sposobem udowodnienia swojej siły jest popchnięcie jedenastolatki, to rzeczywiście wyjątkowo imponujące, stwierdził prześmiewczo w myślach, poświęcając mężczyznom ostatnie spojrzenie, a potem, kiedy opuścili magazyn, całkiem zbliżył się do dziewczynki. Z jego twarzy zniknęła odrobina zgryźliwości, a z oczu większość drwiny, którą obdarzył tamto wesołe towarzystwo na samym wejściu. Przy dzieciach zawsze trochę łagodniał.
- Na to wygląda - stwierdził lekko, posyłając jej już nieco mniej krzywy uśmiech. Wciąż nie wyglądał najprzyjemniej, ale mimo najszczerszych intencji Gilbert zawsze uśmiechał się tak, jakby w duchu z kogoś drwił. Jakkolwiek nie był zachwycony wizją najbliższej przyszłości (odzwyczaił się od bycia nianią kilkadziesiąt lat wcześniej), nie zamierzał odbijać swojego osobistego niezadowolenia na tej tu; w końcu to jeszcze dziecko, które miało pecha trafić w ręce bandy kretynów, którzy to z kolei przehandlowali ją na przechowanie wampirowi z neonazistowskiej organizacji dążącej do przejęcia kontroli nad światem. Nie jej wina, że życie dało jej kiepskie początki; ani nie interes Gilberta, ale jakoś nie miał ochoty się nad nią znęcać bardziej niż to będzie konieczne. Tamci najemnicy pewnie i tak wyrabiali trzysta procent normy, jak podejrzewał - Jestem Gilbert - przedstawił się krótko, tak na dobry początek. Schylił się nieco, żeby podnieść z ziemi torbę, a drugą dłoń wyciągnął w stronę Averith; trochę na powitanie, a trochę po to, żeby ewentualnie pomóc jej wstać, na wypadek gdyby postanowiła zapuścić korzenie na magazynowej podłodze - I zwykle nie gryzę - dodał jeszcze, widząc, że dziewczynka niespecjalnie pali się do nawiązania kontaktu wzrokowego (i tak po prawdzie to może nawet niekoniecznie jej się dziwił), jednocześnie łapiąc wspaniałą okazję do rzucenia zrozumiałym tylko dla siebie żartem.
Powrót do góry Go down
Averith
Averith
Strażnik Chatboxa & Inteligencja 3

Liczba postów : 96
Join date : 20/10/2017

[2004] Nowy Jork  Empty
PisanieTemat: Re: [2004] Nowy Jork    [2004] Nowy Jork  EmptySob Lip 21, 2018 3:17 pm

Chwilę po tym jak mężczyźni opuścili magazyn, Ave zaklnęła siarczyście, wierzchem dłoni wycierając łzy, które napłynęły jej do oczu.
- Kiedyś ich pozabijam. Wszystkich - wyszeptała do siebie, wątpiła by Gilbert to usłyszał. Dwa lata temu nikt nie wziąłby na poważnie takiej groźby, ale po czasie spędzonym z najemnikami, Averith zaczęła nieco inaczej postrzegać zabijanie. Nie było już czymś zakazanym i karygodnym, sama miała na sumieniu dwie osoby. Dorośli zmuszali dzieci do wzajemnego zabijania się na treningach, w ten sposób ograniczali ilość bezwartościowych gęb do wykarmienia. Przeżywali tylko najlepsi rekruci.
Kątem oka zauważyła, że Gilbert się do niej zbliża. Skuliła się odrobinę bardziej, czekając na kolejny cios. Była niemal pewna, że białowłosy będzie taki sam jak inni najemnicy, którzy za jakiekolwiek okazywanie słabości karali w bolesny sposób, w najlepszym wypadku uderzając pięścią, w najgorszym używając noża albo broni palnej. Przymknęła oczy, spinając mięśnie, ale cios nigdy nie nadszedł. Zamiary Gilberta okazały się zaskakująco przyjazne, a to z kolei było bardzo miłą odmianą, od jej codziennej rutyny. Widząc jego wyciągniętą rękę, otrzepała dłonie z piasku i wstała, korzystając z jego pomocy, gdzieś z tyłu głowy mając myśl, że przecież może to być pułapka.
- Ja jestem Averith, ale moje imię pewnie znasz - powiedziała cicho, wciąż gapiąc się w podłogę. Uśmiechnęła się lekko na wzmiankę o gryzieniu. - Gdzie zabierzesz mnie na szkolenie?
Zachowanie Gilberta bardzo odbiegało od tego, do czego przyzwyczaili ją najemnicy, był zdecydowanie bardziej przyjazny i nie wyglądał jakby chciał wymierzać jej kolejne ciosy co chwilę. Niestety, trudne dzieciństwo nie zmieniało faktu, że miała zaledwie jedenaście lat i nadal była naiwna. Łapała się każdej okazji byle uciec od najemników, a skoro Gilbert na wstępie nie przywalił dziewczynce w twarz, jak zrobił to jej mentor, od razu poczuła do niego pewną sympatię.
Szybko speszyła się, a buzia dziewczynki przybrała buraczany kolor, więc czym prędzej minęła mężczyznę i wyszła przed magazyn, szukając wzrokiem jakiegoś normalnego środka transportu. Na motocykl spoglądała bardzo sceptycznie, nigdy czymś takim nie jeździła, tym bardziej nie mogła sobie wyobrazić jak mają się na nim zmieścić we dwójkę ze sporą torbą podróżną (mimo, że była bardzo drobną i wychudzoną jedenastolatką, bagaż miała spory).


Ostatnio zmieniony przez Averith dnia Pon Wrz 24, 2018 10:42 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Gilbert Beilschmidt
Gilbert Beilschmidt


Liczba postów : 23
Join date : 12/10/2017
Skąd : Z twojego mokrego snu

[2004] Nowy Jork  Empty
PisanieTemat: Re: [2004] Nowy Jork    [2004] Nowy Jork  EmptyPon Wrz 24, 2018 10:24 pm

Tak się składało, że Gilbert miał wyjątkowo dobry słuch - ale przy okazji absolutne minimum wyczucia, przynajmniej w tej chwili, które sprawiło, że nijak nie skomentował złożonej przez Averith obietnicy; uśmiechnął się tylko pobłażliwie w duchu, raczej nie traktując tej groźby zbyt poważnie, a na pewno nie jak na razie. Zresztą, byłoby bardzo szkoda, gdyby świeżo nabyta, darmowa siła robocza Hydry została wycięta w pień z ręki odrobinę za bardzo skrzywdzonego przez los dziecka. Zupełnie nie byłoby mu żal tych najemników - byli tylko irytującą bandą, która usiłowała udawać ważniejszą niż była w rzeczywistości - ale z czysto praktycznego punktu widzenia mogli się przydać Hydrze; a przynajmniej takie było założenie. Tylko dlatego Gilbert w ogóle się tu znalazł, i tylko dlatego był zmuszony przez najbliższy czas niańczyć Złote Dziecko tej zgrai. Jakkolwiek niekoniecznie podobał mu się ten rozkaz, nie miał w zwyczaju kwestionowania słowa przełożonych; przynajmniej zazwyczaj.
Bardzo niewiele zostało w nim współczucia, ale tej dziewczynki prawie było mu szkoda; prawie, bo mimo wszystko była tylko częścią zawartego kontraktu, i kolejną twarzą, którą Gilbert zapewne bardzo szybko zapomni. Nie zmieniało to jednak faktu, że jak na razie była jego odpowiedzialnością, a co za tym idzie - mimowolnie trochę zastanowił się nad jej losem. Jedenastolatka skazana na towarzystwo najemników, od najmłodszych lat wyuczona do zabijania, zupełnie pozbawiona jakiegokolwiek dzieciństwa i, co bardzo prawdopodobne, szans na normalne życie w przyszłości; tresowana żywa broń.
Przy czym obowiązek tego tresowania spoczął teraz na jego barkach.
- Trochę o tobie słyszałem - I to nie tylko imię; w końcu musiał wiedzieć, na co właściwie się pisze (nawet jeśli nie do końca ze swojej woli), więc co nieco o Averith wiedział. - I zobaczysz.
Poszedł zaraz za nią, z przejawu dobrej woli (która zdarzała mu się tylko względem dzieci, niektórych kobiet i psów) nijak nie komentując jej nagłego speszenia. Podszedł do motocykla i przymocował bagaż linką na stelażu z tyłu, najwidoczniej nie widząc najmniejszego problemu w wykorzystaniu tego środka transportu; nigdy jakoś specjalnie nie przepadał za samochodami (za bardzo czuł się w nich jak w klatce), a o ile Averith nie posiadała torby wielkości przeciętnych zwłok, przetransportowanie jej tym jednośladem nie było żadnym problemem.
- Łap - rzucił jej kask, a sam jedynie wsunął na nos okulary przeciwsłoneczne (światła neonów w Nowym Jorku naprawdę były drażniące); nie zamierzał z takim balastem jechać przesadnie szybko, i nie sądził też, żeby udało mu się mieć na tyle ogromnego pecha, żeby uczestniczyć w jakimkolwiek wypadku, ale w razie czego... jemu było właściwie wszystko jedno, jej - nie. A w każdym razie nie słyszał, żeby miała jakkolwiek przyspieszony czynnik regeneracyjny. Wsiadł na motocykl i klepnął miejsce za sobą. - I trzymaj się mocno.
Trasa nie była wyjątkowo długa; czasowo też zresztą nie, z racji że jednoślady było nieco praktyczniejsze jeśli chodziło o omijanie korków, które w Wielkim Jabłku zdarzały się nawet w godzinach późnonocnych. Wyjechali już poza miasto, na same obrzeża, gdzie krajobraz wysokich drapaczy chmur i oślepiających, jaskrawych świateł zastąpiły niskie budynki i dużo mniej drażniąca wzrok okolica, która mogła wydawać się nawet nieco zapomniana, aż w końcu zastąpiła ją sceneria praktycznie pozbawiona jakichkolwiek konkretniejszych zabudowań; co Gilbertowi było jak najbardziej na rękę, i na pewno będzie też teraz, kiedy będzie musiał poradzić sobie z dodatkowym lokatorem i nie zwracać przy okazji specjalnej uwagi (nawet jeśli ciężko tu było o sąsiedztwo). Zajechali w końcu pod dość stary i całkiem spory dom, otoczony drzewami, który wyglądał trochę jak wyjęty ze scenerii filmu Kubricka. Daleko było mu do sielankowej wizji domku otoczonego białym płotkiem; sprawiał wrażenie dość surowego, i raczej nieszczególnie często odwiedzanego. Zresztą, stanowił tylko chwilowe miejsce zamieszkanie Gilberta, w którym to ten nie zamierzał raczej zabawić specjalnie długo, więc wrażenie to nie było nawet specjalne mylące.
Powrót do góry Go down
Averith
Averith
Strażnik Chatboxa & Inteligencja 3

Liczba postów : 96
Join date : 20/10/2017

[2004] Nowy Jork  Empty
PisanieTemat: Re: [2004] Nowy Jork    [2004] Nowy Jork  EmptyWto Wrz 25, 2018 7:51 pm

Averith niewiele wiedziała o układzie jaki najemnicy zawarli z Gilbertem, nawet jeśli stanowiła jego główny punkt. Nie znała szczegółów, nikt nie poinformował ją o cenie, jaką poniosą za wysłanie jej na szkolenie, ale była pewna, że może ich to sporo kosztować. W pewien sposób była to dla niej dobra wiadomość, a przynajmniej w to chciała wierzyć. Wmawiała sobie, że znaczy dla najemników na tyle dużo, by zainwestowali w nią sporą ilość funduszy, była dla nich ważna, nawet jeśli nie jako człowiek, a jako broń. Lepsze to niż być niechcianą i zostać zapomnianą.
Dziewczynka, pomimo wieku była bardzo charakterna, nie pozwalała sobą dyrygować, przez co nieustannie sprowadzała na siebie gniew najemników. Sprzeciwiała się rozkazom, zwłaszcza tym dotyczącym zabijania rówieśników, zmuszano ją do tego bólem, aż w końcu uległa. Pierwszy raz był najgorszy, każdy kolejny przychodził łatwiej. Powoli stawała się taka, jak ludzie, których nienawidziła. Nie szukała współczucia, ani przebaczenia, na to było już zdecydowanie za późno, zdawała sobie z tego sprawę lepiej niż można by się spodziewać po dziecku. Wiara w sprawiedliwość to jedyna pamiątka, jaka pozostała jej po matce. Kobieta wpoiła dziewczynce poczucie, że za wszystkie czyny spotka ją coś o równej wartości. Averith pielęgnowała tę wiarę, dla mamy, jednej osoby, która naprawdę ją kochała i za którą mała mutantka, rozpaczliwie tęskniła.
Bardzo chciała wierzyć, że Gilbert będzie traktował ją lepiej, zwłaszcza po tym, że nie skreślił jej na starcie, ale mogła to być złudna nadzieja. Mógł okazać się jeszcze gorszy niż najemnicy, do których już przywykła. Ich okrucieństwo wynikało z tego kim byli i czym się zajmowali, w mrocznym świecie nie było miejsca dla słabych. Traktowanie dzieci ulgowo nie zahartowałoby ich odpowiednio, prawdopodobnie poniosłyby śmierć w pierwszej sytuacji, w której musiałyby zdecydować czyje życie ocalić: własne czy sojusznika. Ich świat, jej świat, był okrutny, by przetrwać ludzie musieli być tacy sami. Averith rozumiała to lepiej z dnia na dzień, ale nie wiedziała czy Gilbert należy do tego samego świata, dlatego dziewczynka podchodziła do mężczyzny z dystansem. No i bała się go, zwłaszcza jego oczu. Wyglądał jak człowiek, który widział bardzo wiele zła, a jeszcze więcej wyrządził, zupełnie jak przywódca jej grupy. Najemnicy byli potworami, ale Gilbert mógł być o wiele gorszy. Averith nie wiedziała o nim prawie nic, prócz tego, że należał do organizacji większej niż ta, do której należała ona. Zresztą… bez znaczenia czyja ręka trzyma broń, ważne jest tylko to, w jaki sposób jej użyje.
Ave przyglądała się z uwagą jak Gilbert montuje jej bagaż na motocyklu, czując rosnące podekscytowanie. Nigdy na czymś podobnym nie jeździła. Najemnicy korzystali z samochodów, w sierocińcu dojeżdżała do szkoły wyznaczonym autobusem, więc nie mogła się doczekać. Większość ludzi nigdy nie będzie miała okazji wsiąść na podobną maszynę, tym bardziej się cieszyła. Zapewne wyglądała komicznie, bo z całym sił próbowała nie okazywać swojej radości. Złapała rzucony kask, okazał się nieco zbyt duży, dopasowanie go do jej małej główki chwilę zajęło, później niemal biegiem rzuciła się na wskazane przez mężczyznę miejsce, zastanawiając się po co mu okulary przeciwsłoneczne w nocy i czy przypadkiem ich nie zabije, bo nie będzie widział drogi, ale nie zapytała o to na głos. Najemnicy nauczyli ją, że są rzeczy, których lepiej nie wiedzieć. Mocno oplotła Gilberta rączkami w pasie, a gdy ruszył zacieśniła uścisk jeszcze mocniej, łapiąc jego ubranie. Sama jazda, choć niezbyt długa, była dla dziewczynki niesamowitym przeżyciem. Ave nie zwróciła nawet uwagi na otoczenie, póki nie zatrzymali się przed sporym domem. Zsiadła z motocykla, wciąż szeroko się uśmiechając i zdjęła kask, próbując zapanować nad swoją miną. Długie włosy opadły jej na twarz, zasłaniając oczy, więc zgarnęła je do tyłu i zaplotła w coś na kształt koczka.
Okolica była raczej ponura, ale to nie zmniejszyło zachwytu dziewczynki, bo pierwszy raz wyjechała z miasta. Wiedziała, że powinna zachowywać się spokojnie i z dystansem, ale była tylko dzieckiem i nie do końca potrafiła nad sobą panować. Pobiegła wprost do drzwi budynku, znów nie czekając na Gilberta.
- To tutaj? Gdzie będę spać? Kiedy zaczynamy? - zasypywała go pytaniami, aż nagle coś ją uderzyło. Momentalnie spoważniała i spojrzała na mężczyznę z kiepsko skrywanym strachem.
A co jeśli on mnie tu przywiózł żeby nikt nie znalazł mojego ciała?
Może na tym to całe szkolenie miało polegać? Może dziewczynka przestała być najemnikom potrzebna, więc szukali pretekstu jak się jej pozbyć? Nie wiedziała jakie miała szanse w starciu z Gilbertem, ale w razie czego zamierzała się bronić. Tanio głowy nie sprzeda.
- Chcesz mnie zabić? - zapytała, głos nieco jej zadrżał. Nie miała jeszcze nerwów ze stali.
Powrót do góry Go down
Gilbert Beilschmidt
Gilbert Beilschmidt


Liczba postów : 23
Join date : 12/10/2017
Skąd : Z twojego mokrego snu

[2004] Nowy Jork  Empty
PisanieTemat: Re: [2004] Nowy Jork    [2004] Nowy Jork  EmptySob Paź 13, 2018 10:31 pm

Z kolei jego warunki tego układu niespecjalnie interesowały - wykazywał absolutne minimum zaangażowania ze względu na rozkaz, jaki otrzymał, i jaki zobowiązany był (chcąc nie chcąc) wypełnić, nie była to jednak rzecz na tyle istotna, by musiał poświęcać jej jakoś wyjątkowo dużo uwagi. Był to w końcu tylko drobny, przyszłościowy układ, na którym jedna strona mogła skorzystać, a druga... z całą pewnością wyciśnie z tej pierwszej wszystkie soki przy pierwszej nadarzającej się okazji, jak zgadywał Gilbert. A Hydrę znał całkiem dobrze.
To, ile Averith znaczyła dla najemników, nie leżało w jego interesie - mógł jedynie przypuszczać, że dość sporo, patrząc na to, na co gotowi byli przystać, by ktoś podszkolił ją w ich imieniu. Cała reszta leżała jednak już zarówno poza zakresem jego kompetencji (czym w bardzo wielu przypadkach nie do końca się przejmował), jak i obszarem zainteresowania (co skutecznie powstrzymywało go przed przekraczaniem tego pierwszego). Dziewczynka była po prostu... częścią układu, którego wypełnienie leżało w obowiązku Gilberta, ni więcej, ni mniej. Mimo wszystko jednak wciąż miał do czynienia z dzieckiem, bardzo pechowym, prawdopodobnie nieodwracalnie zniszczonym przez narzucone z góry życie, ale wciąż po prostu dzieckiem - i nawet jeśli Gilbertowi niespecjalnie się to wszystko podobało, sam generalnie za wiele ze współczuciem wspólnego nie miał, a i do najprzyjemniejszych osób nie należał, to nie zamierzał utrudniać jej życia bardziej, niż będzie to absolutnie konieczne. To tylko jedenastolatka, a  Gilbert lata temu nieszczęśliwie zapadł na nieuleczalną chorobę, która nazywała się "syndrom starszego brata". I jakkolwiek nie spieszyło mu się ani trochę do traktowania Averith z takim sentymentalizmem, to jeszcze bardziej nie spieszyło mu się do robienia jej piekła na ziemi tylko dlatego, że ktoś zrobił to już wcześniej, a on sam nie należał do osób, którym można by przyjąć łatkę "szlachetny" i właśnie tego można by się było po nim spodziewać. Gilbert po prostu nie umiał traktować dzieci okrutnie.
Może i według wielu definicji był potworem, ale wciąż jednak posiadał szczątkowe ilości sumienia. Oraz wspomnień.
Poza tym, wciąż wychodził z założenia, że wydajniej było kogoś uczyć dzięki manipulacji, a nie zastraszaniu czy metodom siłowym - a jeśli nie manipulacji, to delikatniej, dzięki specyficznej formie zaufania, które u dziecka niekoniecznie było aż tak trudno zdobyć; przynajmniej zazwyczaj, w każdym razie. W przypadku takiego dziecka może to być sporo trudniejsze. Przy czym, oczywiście, nie można było sobie pozwolić na nadmierną ustępliwość - pewna dyscyplina musiała być zachowana.
Dyscyplina, której tej tutaj z całą pewnością brakowało. Co właściwie nie było nawet takie dziwne, skoro chodziło przecież o jedenastolatkę.
Na razie jednak pozwolił jej nacieszyć się pierwszymi chwilami dziecięcej radości, zanim będzie zmuszona przeżyć zderzenie z nieco bardziej ponurą rzeczywistością. Gilbert wprawdzie nie bywał okrutny w stosunku do dzieci, ale surowy - już tak. A w przypadku tej tutaj niejako był do tego zmuszony, skoro miał do wykonania konkretne zadanie. Ledwo zdążył zsiąść z motocykla i odpiąć jej torbę, kiedy ona już była przy drzwiach, do których spieszyło się jej dużo bardziej niż jemu - on po prostu spokojnie do nich podszedł, już kilka kroków przed wysłuchując mini-fali pytań, którymi został zarzucony. Jeszcze nie zaczął na nie odpowiadać, kiedy dziewczynka zadała kolejne, najwidoczniej po krótkiej analizie sytuacyjnej.  Trochę go nawet tym pytaniem zaskoczyła, choć może nie powinna, więc uśmiechnął się tylko pobłażliwie pod nosem i spojrzał na nią z jakimś rodzajem rozbawienia. Pytanie było oczywiście naiwne, ale bardzo na miejscu w takiej sytuacji.
- Gdybym chciał, to raczej bym ci tego nie powiedział - stwierdził krótko, puszczając jej oczko w dość niewinnym tonie; nie był to najlepszy sposób na uspokojenie aktualnie dość przestraszonego dziecka, ale za to całkiem dobry na uświadomienie jej oczywistej prawdy. - Ale nie, nie chcę. W przeciwnym wypadku już bym to zrobił, nie uważasz?
Miała absolutne prawo mu nie ufać i wcale się temu nie dziwił - bo i pewnie tak ją "wychowano", jak zgadywał. Nie zamierzał jednak na siłę zapewniać ją, że jego intencje są bardziej dobre niż złe, bo o tym będzie musiała przekonać się sama.
Widocznie nieprzejęty zaistniałą sytuacją - co było zabiegiem celowym, bo im mniej przejmował się on, tym wyraźniejszy sygnał dawał Averith, że może i ona niekoniecznie miała czym (a przynajmniej taki był zamiar) - wyjął klucze i otworzył drzwi, uchylając je przed dziewczynką.
Dom wewnątrz sprawiał wrażenie podobne co z zewnątrz - surowego i raczej niezamieszkałego, choć nie był zupełnie pusty. Brakowało w nim po prostu wszystkich drobnych elementów które sprawiały, że dom można było nazwać Domem przez wielkie "D"; posiadał za to z całą pewnością ten specyficzny, trudny do opisania klimat wielu innych starych budynków, które zawsze zdawały się wyglądać, jakby miały niejedną historię do opowiedzenia. W środku było nieco chłodnawo, pachniało drewnem, i aż ciężko było oprzeć się wrażeniu, że wraz z przekroczeniem progu przenosiło się niespodziewanie w lata dwudzieste ubiegłego wieku.
A w każdym razie Gilbertowi na pewno na myśl przychodziło takie właśnie porównanie.
- Na górę i w prawo - poinstruował ją, kiwnąwszy głową w kierunku pnących się po ścianie stopni.
Powrót do góry Go down
Averith
Averith
Strażnik Chatboxa & Inteligencja 3

Liczba postów : 96
Join date : 20/10/2017

[2004] Nowy Jork  Empty
PisanieTemat: Re: [2004] Nowy Jork    [2004] Nowy Jork  EmptySob Sty 26, 2019 11:14 pm

Dziewczynka czuła się zdezorientowana, zupełnie nie wiedziała co myśleć na temat Gilberta. Był… dziwny, to na pewno. Z  jednej strony Ave zdążyła już zauważyć, że takim podejrzanym typom nie wolno ufać, bo można skończyć z nożem w plecach albo kulką w głowie. Rok spędzony wśród najemników nauczył dziewczynkę nieufności i doszukiwania się w każdym wroga. Zwłaszcza, że w przypadku Gilberta sam jego wygląd był przerażający. Averith wiedziała, że minie wiele czasu nim odważy się spojrzeć mężczyźnie w oczy. W dodatku nie zabrał jej z własnej woli, była dla niego tylko zadaniem, niczym więcej. Gilbert nie był księciem w złotej zbroi, który przybył wyciągnąć małą księżniczkę z piekła, tylko kolejnym lubiącym pieniądze facetem, ostrzącym sobie zęby na spory zysk.
Jednak z drugiej strony, Averith przyzwyczajona do okrucieństwa i ciągłej walki o przetrwanie, bardzo chciała znaleźć kogoś, kto by się nią zaopiekował, komu mogłaby zaufać i przy kim mogłaby poczuć się bezpieczna. Gilbert był prawdopodobnie najgorszym z możliwych wyborów, ale jako jedyny nie zachowywał się wobec niej okrutnie. Nie uderzył dziewczynki na przywitanie, nie zwyzywał, nie wyśmiał i nie poniżył, zamiast tego pomógł jej wstać i nieść ciężki bagaż. Ave wiedziała, że nie powinna mu ufać. Najrozsądniejszym wyjściem byłoby zagłuszenie tego wrednego głosiku w głowie, który nieustannie powtarzał, że Gilbertowi jest tym “dobrym”. Kompletnie zagubiona jedenastolatka bardzo chciała żeby mężczyzna uwolnił ją od roli zabawki najemników, marzyła tylko o tym, by szczęśliwe lata, które spędziła z mamą wróciły, ale to coś, co nigdy się nie wydarzy. Żadna rodzina nie zechce zepsutego dziecka z nadprzyrodzonymi mocami.
Jego słowa jej nie uspokoiły, ani trochę, a gdy puścił do niej oczko, ciałem dziewczynki wstrząsnął dreszcz.
- Tak, pewnie tak - powiedziała, starając się brzmieć pewnie, ale wyszło nie wyszło zbyt przekonująco. Zmieszana spuściła głowę i bez słowa weszła do środka.
Budynek był imponujący, ale widać było, że brak w nim ciepła. Idąc korytarzem, dziewczynka nie czuła się swobodnie, wręcz przeciwnie, dom ją przytłaczał, choć w inny sposób niż kryjówki najemników, do których przywykła. Było w nich ciemno i ciasno, tu natomiast panował chłód i pustka. Surowy i nieprzyjazny - taki właśnie był ten dom, a mimo to dla jedenastolatki stanowił coś w rodzaju symbolu wolności. Wbijając wzrok w podłogę, próbowała ukryć głupi uśmieszek, który wypłynął na jej usta. Wokół domu nie było innych zabudowań, mnóstwo miejsca do biegania, drzew, na które można się wspiąć i innych możliwości uwzględniających używanie mocy. Averith rzadko myślała w takich kategoriach, wszystko sprowadzało się do oceniania otoczenia pod kątem zleceń, a tu dziewczynka faktycznie mogła poczuć się dzieckiem, choć przez chwilkę.
Gdy Gilbert poinstruował ją gdzie ma się udać, Ave skinęła głową i posłusznie podążyła we wskazanym kierunku. Chwilę później dziewczynka została w pokoju zupełnie sama. Jak na standardy, do których mała przywykła pomieszczenie było ogromne.  Czyste meble, idealnie ułożona pościel, przez to wszystko Averith czuła się nieswojo, musiała znaleźć sobie jakieś zajęcie, więc zaczęła rozpakowywać torbę. Zajęło jej to kilkanaście minut i choć w pokoju wciąż czuć było chłód, to dzięki kilku drobiazgom stał się odrobinę bardziej przytulny. Averith wyjęła ostatnią, najważniejszą rzecz ze swojej torby i usiadła na łóżku, wpatrując się w niewielkie zdjęcie, na którym wraz z matką jadły watę cukrową - obie uśmiechnięte, świętowały piąte urodziny dziewczynki.
Powrót do góry Go down
Gilbert Beilschmidt
Gilbert Beilschmidt


Liczba postów : 23
Join date : 12/10/2017
Skąd : Z twojego mokrego snu

[2004] Nowy Jork  Empty
PisanieTemat: Re: [2004] Nowy Jork    [2004] Nowy Jork  EmptyPon Sty 28, 2019 12:43 am

On po prostu wykonywał rozkazy - dostał koordynaty i zamierzał się ich trzymać, Averith była po prostu... częścią zawartej umowy, w której on, w tym konkretnym przypadku, robił trochę za pośrednika, trochę za "siłę roboczą" od załatwiania brudnej roboty, którą niewątpliwie było zadanie upilnowania i nauczenia czegokolwiek zapewne dość straumatyzowanej nastolatki - nie znał szczegółów jej życia, w każdym razie nie więcej, niż było mu potrzebne, ale mógł się domyślić, że życie wśród najemników nie było usłane różami. Może gdyby był bardziej empatyczny przejąłby się tym trochę bardziej; może gdyby miał trochę więcej... jakichkolwiek ludzkich odruchów, bardziej obszedłby go los niewinnego dziecka. Ale on jedynie wykonywał polecenia - jakkolwiek lubił być "Panem swego losu", tak przełożonym raczej nie zamierzał się sprzeciwiać; zresztą, żaden z niego był "książę w złotej zbroi" i nie wyglądał, jakby spieszno mu było do wyciągania jakiejkolwiek księżniczki z piekła; sam raczej sprawiał wrażenie, jakby dopiero co sam z niego wyszedł. Na spacer.
Mimo wszystko jednak, co było towarzyszącą mu przez cały czas świadomością, miał do czynienia z dzieckiem - los tego dziecka zupełnie nie leżał w jego interesie, bo nawet jeśli miał brzydką tendencję do wciskania nosa wszędzie tam, gdzie nos ten był akurat wyjątkowo niemile widziany, to jednak... potrafił czasami nie interesować się rzeczami, które go nie dotyczyły, i dotyczyć bezpośrednio nie powinny. Jednak los ten aktualnie po części spoczywał w jego rękach - oczywiście, w ograniczonym zakresie, ale o ile nie zamierzał wyciągać Averith z piekła, w którym miała nieszczęście się znaleźć, o tyle też nie zamierzał ciągnąć ją za sobą na samo dno. Miał zadanie do wykonania, ale zadanie to wcale nie zakładało potrzeby znęcania się nad małym człowiekiem; to już robiono w jego imieniu przez większość czasu tego właśnie małego człowieka, jak podejrzewał i jak też wywnioskował patrząc na to, z jaką życzliwością przy pożegnaniu potraktowali ją jej opiekunowie. Poza tym, łatwiej żyło się z dzieckiem, które darzyło cię przynajmniej minimalną dawką zaufania, niż takim, które nienawidziło cię z całego serca.
Zwłaszcza jeśli miało być to dziecko rzucające nożami na prawo i lewo.
Patrząc na nią zdobycie zaufania nie będzie raczej najprostszym zadaniem, czemu Gilbert właściwie jakoś specjalnie się nie dziwił, ale w zasadzie i tak traktował to trochę jako... cel opcjonalny - wygodnie byłoby go wypełnić, żeby nie musieć toczyć z tym prawdopodobnie dość szybko uciekającym dzieciakiem wiecznych wojen i nie musieć szukać go w krzakach i po całej okolicy za każdym razem, jak poczuje zew wolności. Nie, żeby wytropienie jej mogło być dla niego specjalnym problemem, ale jakoś wolał oszczędzić sobie tej przyjemności... i nie straszyć jej dodatkowo. Co już i tak udało mu się zrobić, choć... niespecjalnie się tym przejął.
Zaniósł jej torbę do pokoju, wykazując się szczątkową dobrą wolą, i wyszedł, zostawiając ją na moment samą i dając jej trochę czasu by, powiedzmy - względnie się rozgościła. Wrócił po niecałej pół godziny i wprosił się do pokoju bez pukania, bo i nigdy nie zdarzało mu się uskuteczniać tej formy dobrego wychowania. Widząc jednak, że Averith czemuś - a konkretnie zdjęciu - poświęca właśnie swoją uwagę, zamiast się odezwać, szybko znalazł się bliżej i nieco pochylił, zawisając nad nią.
- A to co? - Zanim zdążyłaby jakkolwiek zareagować, jednym, płynnymi ruchem wyjął zdjęcie spomiędzy jej palców i podetknął sobie pod nos, przyglądając się sielankowemu, bardzo zapewne dalekiemu od obecnej rzeczywistości, obrazkowi, które przedstawiało. Przez dosłownie ułamek sekundy poczuł ukłucie, ale nim zdołało wybrzmieć, uśmiechnął się półgębkiem i przelotnie spojrzał zza zdjęcia na Averith. - Sentymenty to niebezpieczna rzecz. Koledzy najemnicy cię tego nie nauczyli?
Gilbert zapewne stał w słowniku zaraz obok definicji hipokryzji, jako obrazowe wyjaśnienie pojęcia; ale w tej chwili, ani w żadnej innej, prawdę mówiąc, ani trochę go to nie interesowało.
Powrót do góry Go down
Averith
Averith
Strażnik Chatboxa & Inteligencja 3

Liczba postów : 96
Join date : 20/10/2017

[2004] Nowy Jork  Empty
PisanieTemat: Re: [2004] Nowy Jork    [2004] Nowy Jork  EmptyPon Sty 28, 2019 9:06 pm

Posłuszeństwo nie było mocną stroną dziewczynki i często ponosiła tego, niejednokrotnie bardzo bolesne, konsekwencje. Dyscyplinę siłą próbowano wbić jej do głowy od niemal roku, z bardzo kiepskim skutkiem. Averith nadal nikogo nie słuchała i buntowała się przy każdej okazji, za co zawsze była surowo karana. Najemnicy nie stosowali wobec dzieci taryfy ulgowej, wręcz przeciwnie, traktowali je z większą surowością niż większość dorosłych, pomiatali nimi przy każdej okazji i bólem uczyli jak powinien zachowywać się wzorcowy zabójca. Jedenastolatka była wśród nich zaledwie rok, ale na ciele miała więcej blizn i siniaków niż pozostałe dzieciaki, bo zawsze uparcie broniła swoich racji, niezależnie od tego czy słusznie czy nie. Wierzyła, że jeśli się podda to będzie oznaczało, iż pogodziła się z takim stanem rzeczy, a do tego nie mogła dopuścić, zamierzała wywalczyć sobie drogę do wolności, nieważne ile przyjdzie jej za to zapłacić.
Zdjęcie, które trzymała w swoich poranionych i posiniaczonych rączkach miało dla niej większą wartość niż własne życie. Na tym kawałku papieru jej mama nadal była obok, uśmiechając się i dając poczucie bezpieczeństwa. Nawet jeśli dziewczynka pochowała matkę, uczuć nie zamierzała, chciała pielęgnować je w sobie aż do śmierci. Gdyby pozwoliła im zniknąć to przestałaby być człowiekiem. Wśród okrucieństwa i śmierci, którymi otoczona była na co dzień, to zdjęcie było dowodem, że nawet w najgorszym bagnie można znaleźć szczęście. Jej dawne życie również nie było usłane różami, bieda dotkliwie dawała o sobie znać, ale dzięki matce dziewczynka mogła się uśmiechać i choć nie rozumiała do końca dlaczego znalazła się wśród najemników, zmuszona do zabijania innych, wciąż pielęgnowała w sobie nadzieję.
Averith była tak pochłonięta przez wspomnienia, że nie zauważyła gdy Gilbert wparował do “jej” pokoju. Zdała sobie sprawę z jego obecności dopiero gdy się odezwał. Dziewczynka pisnęła przerażona i odruchowo chciała schować zdjęcie za plecami, ale nim zdążyła cokolwiek zrobić, fotografia zniknęła z jej dłoni. Spojrzała na mężczyznę, kompletnie spanikowana. Dała się podejść. Najemnicy bardzo surowo karali każdy taki błąd i o ile fakt istnienia zdjęcia po prostu ignorowali, przynajmniej tak długo, jak Averith radziła sobie na treningach, to słabość w postaci nieuwagi mogła kosztować ją życie. Na szczęście Gilbert nie wykazywał się równie morderczymi zamiarami, co nie umiejszało faktu, że chyba nie zamierzał jej tego kawałka papieru oddać. Sądząc po tym co powiedział, nie było na to szans. Dziewczynka niemal zeskoczyła z łóżka i rzuciła się w stronę mężczyzny, próbując odebrać mu zdjęcie.
- Oddaj! To nie są moi koledzy! - krzyczała niemal płacząc, rozpaczliwie bijąc go swoimi małymi pięściami w klatkę piersiową.- Gilbert proszę, oddaj mi to zdjęcie! - jej głos kompletnie się załamał.
Uderzyła go po raz kolejny, ale tym razem coś poszło nie tak, a gdy uświadomiła sobie co konkretnie się zmieniło, było za późno. Nie panowała nad sobą, emocje wzięły górę i nie mogła kontrolować swoich mocy. Nieświadomie zmaterializowała nóż, którego krusząca się diamentowa rękojeść wystawała teraz z piersi Gilberta. Zrobiła kilka kroków w tył, nie wiedząc jak powinna zareagować, łzy popłynęły po jej policzkach, broń zniknęła zmieniając się w stosik pięknych kryształków.
Zabiłam go, o boże
Drżącymi rączkami zakryła usta, żeby nie krzyczeć. Nie potrafiła udzielić mu pomocy. Nikt nie uczył dzieci jak ratować rannych, żeby przypadkiem, pchnięte współczuciem lub wyrzutami sumienia, nie ruszyły na ratunek innym rannym dzieciom. Czuła się komplenie bezislna.
Powrót do góry Go down
Gilbert Beilschmidt
Gilbert Beilschmidt


Liczba postów : 23
Join date : 12/10/2017
Skąd : Z twojego mokrego snu

[2004] Nowy Jork  Empty
PisanieTemat: Re: [2004] Nowy Jork    [2004] Nowy Jork  EmptySob Lut 02, 2019 8:52 pm

On w znakomitej większości przypadków miał poważne problemy z posłuszeństwem. Zasadniczo uznawał się za pana swojego losu, swojego życia w ogóle i swoich decyzji, nie wykazując specjalnej ochoty na słuchanie czyjejkolwiek opinii na którykolwiek z tych tematów - miał zwyczajnie zbyt dużo dumy czy, jak kto woli, zbyt wybujałe ego, by móc pozwolić sobie na wykonywanie czyichkolwiek poleceń... z jednym wyjątkiem; przełożonych, a konkretnie jednemu, któremu podlegał. Gilbert mógł być zupełnie rozbestwionym, przez 90% czasu kompletnie niezdyscyplinowanym wampirem cierpiącym na tragiczny przypadek samouwielbienia, ale jeśli chodziło o "obowiązki zawodowe" potrafił być, i był, bardzo posłuszny. Mimo wszystko był Niemcem, i pewne stereotypy tego właśnie narodu dotyczyły także i jego... i zamierzał podobnego modelu zachowania przy okazji nauczyć Averith - przynajmniej względem niego, bo to, w jaki sposób będzie się zachowywała jeśli chodzi o najemników, nie było już jego interesem. Tego umowa nie obejmowała. Motywacje Averith także były mu stosunkowo obojętne, podobnie jak w ogromnej mierze jej los, kiedy odda ją z powrotem w ręce najemników. Być może odważyłby się założyć, że nie popiera takiego... hodowania dzieci na maszyny do zabijania, ale sam był ofiarą podobnego modelu działania - na tyle skutecznego, że prawie 80 lat później nadal nie widział w tym nic wyjątkowo złego.
Gilbert w ogóle w niewielu rzeczach widział cokolwiek złego, o ile bezpośrednio nie szkodziły konkretnie jemu, albo konkretnie jego nie dotyczyły - za "zły" uważał za to... nadmierny sentymentalizm, choć sam w tej kwestii zupełnie nie był święty i hipokryzja wręcz wylewała mu się z ust wraz z tym stwierdzeniem. Beilchmidt miał bardzo subiektywne, egoistyczne postrzeganie rzeczywistości, postrzeganie bardzo ściśle dostosowane do jego aktualnych potrzeb i jego podejścia - jemu zwyczajnie... wolno było robić rzeczy, których innym nie, a w tym przypadku "innymi" była konkretnie Averith. Zabierając jej zdjęcie nie miał jeszcze konkretnego zamiaru co z nim zrobi, tylko stosunkowo niewinnie je sobie obejrzał, ale ten nagły wybuch paniki i złości utwierdził go nieco bardziej w poglądzie, że to faktycznie może być niebezpieczne. W przypadku Averith, oczywiście. Jeśli była gotowa, cóż, praktycznie rzucić się na niego w imię jakiegoś świstku papieru... Teraz faktycznie nie zamierzał jej raczej tego świstka oddawać.
Nieporuszony tym zmasowanym atakiem dziecięcych pięści nie ruszył się nawet z miejsca, i tylko nieco uniósł rękę, umieszczając zdjęcie poza zasięgiem Averith. Ze stoickim spokojem, i nieco kwaśnym uśmiechem zniósł jej mały napad furii. Zdecydowanie tego nie popierał, i zdecydowanie zamierzał wybić jej z głowy coś takiego względem niego (dyscyplina mimo wszystko musiała obowiązywać), ale jak razie zwyczajnie cierpliwie to wytrzymał. Spojrzał na nią z góry - i to nie wyłącznie w sposób zupełnie dosłowny, górując nad nią wzrostem - nadal z tym cwaniacko-kwaśnawym uśmiechem.
- Hej, hej, młoda uspokój...
Gilbert niespecjalnie lubił, kiedy mu się przerywało. Prawdę mówiąc; nie znosił tego. A teraz Averith weszła mu w słowo, choć niekoniecznie swoim słowem, a raczej... swoim nożem. Między jego żebra.
Cierpiał na nieuleczalną przypadłość jaką była nadmierna pewność siebie, i to między innymi przez nią niekoniecznie spodziewał się, że Averith spontanicznie postanowi go zadźgać; choć, wnioskując po jej reakcji, niekoniecznie był to zabieg zupełnie zaplanowany. W tej chwili Gilbert bardziej niż tym przejął się jednak faktem, że coś zupełnie nietaktycznie sterczy mu z piersi. W pierwszej sekundzie zwyczajnie lekko zdębiał, efekt zaskoczenia związany ze wesołą próbą dokonania na nim mordu w imię zdjęcia zrobił swoje, potem opuścił spojrzenie, zawieszając wzrok na wystającej spomiędzy żeber rękojeści, aż w końcu udało mu się odczuć, że to kurwa bolało. W przeciągu dosłownie paru krótkich sekund.
- ...się. Ał.
Skrzywił się, i zanim zdążył wyrwać sztylet z piersi - zniknął, zamieniając się w pył, a w jego miejsce wykwitła czerwona plama. Przyłożył dłoń do rany, czując, jak krew przecieka mu przez palce, a potem podniósł ją do oczu i przestudiował krótko, uważnie, skrzywiony lekko w grymasie bólu, a jednocześnie z miną sugerującą pewnego rodzaju... zaintrygowanie. Zlizał krew z czubków palców wskazującego i środkowego, a potem machnął oskarżycielsko dłonią w kierunku Averith, patrząc na nią spod uniesionej brwi. Poza tym wydawał się... kompletnie nieprzejęty faktem, że wedle ludzkich standardów - powinien właśnie wykrwawiać się na podłodze, a wedle wampirzych - o centymetry otarł się o "śmierć". Może nie licząc faktu, że wyglądał na nieco bardziej... niezadowolonego niż przed chwilą. Na razie tylko nieco.
- To było bardzo niegrzeczne - zawyrokował kwaśno, robiąc krok w jej kierunku. - Krew ciężko spiera się z tkanin... a dziura po nożu nie spiera się w ogóle, to jeszcze gorzej. Poza tym... dźganie swojego gospodarza w pierś nie uchodzi raczej za specjalnie przyjazny gest. Chyba że ominęła mnie jakaś aktualizacja w podręczniku savoir-vivre.
Opuścił także rękę, w której trzymał zdjęcie, ale teraz już z całą pewnością nie zamierzał jej go oddawać. Raczej... wykorzystać jako metodę kary.
Powrót do góry Go down

Sponsored content



[2004] Nowy Jork  Empty
PisanieTemat: Re: [2004] Nowy Jork    [2004] Nowy Jork  Empty

Powrót do góry Go down
 
[2004] Nowy Jork
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Nowy Jork
» [2008] Nowy Jork
» [Luty 2014] Nowy Jork
» [2013] Bronx, Nowy Jork
» [2013] Nowy Jork

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Avengers Assemble :: Rozgrywki fabularne :: Mroki dziejów-
Skocz do: