System skanowania tęczówek był tego dnia wyjątkowo niesforny. Najpierw się zawiesił, potem stwierdził, że nie rozpoznaje użytkownika cerebro, a następnie kilka razy się resetował. Złośliwość rzeczy martwych? A może po prostu znak wieszczący coś złego? Nie wchodź do Cerebro – wybuchnie! Nie wchodź do Cerebro – nie chcesz znać odpowiedzi na swoje pytanie. Nie wchodź do Cerebro – usmaży ci mózg. Wejść, dowiedzieć się tego, co trzeba – wyjść. Tak brzmiał plan. To nie tak, że Charles nie lubił sięgać swoim umysłem w najdalsze zakamarki globu – ba! Uwielbiał to. Po prostu zbyt wiele spraw w ostatnim czasie zaprzątało mu umysł i nie potrzebował dodatkowego obciążenia ze strony maszyny. Poczekał, aż piękne, automatyczne drzwi z wielkim znakiem X, chroniące wejście do przybytku zamkną się i pomknął w stronę błyszczącego hełmu.
- Korona telepatów, hmfph…. – dość cynicznie rzucił do samego siebie. W głębokiej pogardzie trzymał każdego, kto napalał się na używanie Cerebro, myśląc, że to łatwa i przyjemna zabawa dająca mnóstwo możliwości. Wszystko na świecie miało swoją cenę, a już na pewno korzystanie z tego urządzenia.
- No dobrze, Tony. Zobaczymy z jakiej gliny naprawdę cię zrobiono… – chwilę później elektroniczny mózg wspomagający już znajdował się na głowie profesora. Jeden oddech, drugi oddech, boom! Przenieśliśmy się do krainy czarów.
Z początku umysł Xaviera skakał po różnych miejscach na ziemi. To w oczy rzucała mu się jakaś wieśniaczka z Nairobi, to zaraz bogata damulka z Rosji. Przywołał samego siebie do porządku i już za chwilę mógł swobodnie rozejrzeć się po fabryce leków. Taskmaster nie był jednak spowity aurą charakterystyczną dla mutantów, a to było ostateczne potwierdzenie przypuszczeń inwalidy.
Co tam niedaleko nich się wyprawiało? Można by się tego dowiedzieć, jednakże mężczyzna miał swoje sprawy na głowie. Wszystko było najważniejsze, wszystko było palące i wszędzie mogło dojść do zagłady ludzkości.
W takich czasach przyszło im żyć, ale Charles nie mógł przecież szpiegować każdego po kolei i rozliczać go z występków przynoszących wątpliwą sławę. Nawet nie próbował zajrzeć do Magneto, a to już znaczyło, że naprawdę nie ma ochoty na przeszpiegi. No tak, jeszcze był Logan, który jak zwykle pakował się w tarapaty i za-niedługo-głośna sprawa z Latverią w roli głównej. Jednym słowem – działo się, ale dopóki z dala od Instytutu, to nie było sensu podnosić alarmu. Nawet skontrolowane umysły rządzących nie dały po sobie poznać planowania kolejnej inwazji na szkołę. A przynajmniej nie w najbliższym czasie. (A tego, że przetrącił jednego lub dwóch niedorobionych telepatów rządu to Xavier nawet nie zauważył). Dyrektor już miał opuścić technologiczny przybytek, kiedy jego umysł zawędrował do domu pewnej uroczej osobistości. Katherine Pierce… Dean Winchester… Nie można powiedzieć, że dał im odczuć swoją obecność. Zadbał natomiast o to, by ogarnęło ich przeczucie nadchodzącego gościa.
Żadna więcej duszyczka nie krzyczała o pomoc, nikt nie płonął, huragany nie nadchodziły. Profesor opuścił Cerebro z lekkim uśmiechem na twarzy, zastanawiając się, jakie rewelacje czekają na ulicach NY.
[z/t]