Wspominki Beccy z czasów wojny i tych wcześniejszych.
3 maj 1937
Rodzina jest czymś na kształt podpory. Podtrzymuje nas kiedy upadamy.
Mam dość tej pracy. Kolejna nieprzespana noc. Kolejne zmartwienia. Jakby to, co dotyka mnie poza domem, nie było wystarczającym cierpieniem. Obawiam się, że długo tak nie wytrwam. Ile to już lat zarabiam w ten sposób na utrzymanie naszej rodziny? Nie jest ani trochę lepiej. Nie tracę nadziei na lepsze jutro. Lecz w jaki sposób pogodzić rodzinę i pracę? Steve niczego nie podejrzewa. Bucky wydaje się zaniepokojony nocnymi powrotami do mieszkania. Nawet jeśli nie mówi o tym na głos, wiem, że tak jest. Nigdy nie oczekiwał wyjaśnień, aż do wczoraj. Czy powinnam powiedzieć mu prawdę? Jestem rozdarta. Nie wiem, co czynić. Prawda wydaje się najodpowiedniejsza. Zdecydowanie za długo to ukrywam, lecz jak potem spojrzeć bratu w oczy? Pogarda. Niemal czuje jego wzrok na sobie. A co z Rogersem? Od pierwszego naszego spotkania wierzył w mą moralność. Szanował mnie. Nie. Nie jestem w stanie wykrztusić to z siebie. Zabiorę to do grobu. Tak będzie najlepiej dla nas wszystkich. [zamazane] Dziś jest trzeci maja. Za kilka dni moje urodziny. Nie myślę o tym. Zbyt wiele mam spraw na głowie, by przejmować się czymś takim. Nie poszłam do pracy. Steven zachorował. Ma wysoką gorączkę i majaczy przez sen. Żałuje, że nie mogę nic zrobić, by wyzdrowiał szybciej, mimo, że opiekuje się nim najlepiej jak tylko mogę. To chorowity chłopiec. James mówi, że przejdzie mu, gdy weźmie się za siebie. Ćwiczenia i trochę ruchu powinny zrobić mu dobrze. Nie jestem przekonana do tego pomysłu. Problem leży w czymś innym. Jedno jest pewne - nie zostawię go tak. Będę mu matką, siostrą i przyjaciółką zarazem. [zamazane] Wytrzymam dla nich. Dla nas.